Iza Chłond, Re: Luniek, Wydawnictwo Miniatura, Kraków 2009
Kimkolwiek jest Luniek, debiutancka książka Izy Chłond, jeśli wierzyć tytułowi – to odpowiedź. A jeśli Pisanie wiersza jest podjęciem dialogu: z innymi wierszami, z czytelnikiem, z tradycją poetycką, a także – bardzo bym tego chciała – z innymi, niepoetyckimi, obliczami języka. (Julia Fiodorczuk), jeśli poezja z natury jest w jakimś stopniu pogłosem literackich i pozaliterackich światów, chciałoby się na początek ustalić, odpowiedzią na jakie wyzwania czy pytania próbuje być książka Izy Chłond. Tytuł pierwszej z czterech części jasno ostrzega, że na początek będzie to śmierć. I jest. Mamy tu wiersze o „sporym zasięgu“, które nie skupiają się na konfesyjnych lamentach czy westchnieniach ani nie lewitują w poszukiwaniu jednoznacznych odpowiedzi na odwieczne pytania, są to raczej przejmujące próby usytuowania się, określenia wobec śmierci; jak w poruszającym fragmencie: i ojciec – gdzieś tam, na onieśmielająco białej sali| zupełnie bezradny.| i matka – z każdą diagnozą coraz bardziej odległa|| i ja – nagle stara, próbująca skracać dystanse,| szukająca nawiasu, objęcia. [*** (nieuniknione poznać to)] czy w tym, nawiązującym do wiersza Szymborskiej: niesprawiedliwe – nie móc używać| czasu teraźniejszego w rozmowie o zmarłym.| jakby rozkład ciała udzielał się tkankom zdań,| wszystkim związkom słów, zwrotnicom znaczeń.|| zabrakło jednego podmiotu i nagle tyle| osieroconych orzeczeń. [gramatyka]
Marek Kołodziejski tak napisał o książce Chłond: To nie literatura opisująca egzystencjalne rozterki, to relacja z pierwszej ręki. I rzeczywiście, autentyzm tej poezji jest wartością absolutnie nie do przecenienia. Jeśli mowa o cierpieniu – współodczuwam, jeśli o dzieciństwie – błądzę myślami w stronę własnego itd. Pomimo dystansu, chwilami „programowo” zimnego spojrzenia na świat, jest w tych wierszach głęboka naturalność, wiarygodność, jest w nich jakaś prawda, która pozwala zaufać, mimo nieznośnej świadomości, że autorka proponuje nam tak naprawdę swoistą grę – pierwszoosobowa narracja, wielokrotnie pojawiające się imię poetki, odniesienia do zdarzeń sądowych (Iza Chłond jest z zawodu prawnikiem) podejrzanie mocno podkreślają autobiograficzny charakter opowieści, można więc przypuszczać, że jest to jednak konwencja. Ale grą ani zabawą nie są z pewnością emocje, tematy, problemy czy pytania, którymi podszyte są wiersze. I to bez względu na to, czy mowa o rozstaniu (jakoś mniej żywy bez ciebie| cały ten świat we mnie. [parablel lum]), samotności (i znowu prowadzisz dialog ze świecą| może dlatego, że nie widać kto bardziej drży,| a może dlatego, że nie ma cieplejszej istoty| od knota. w tym domu [3.10 – ponowna próba odgrzania imion własnych]), wysiłku „ukorzenienia się” (nawet sprzątaczka po tym jak spadłam| ze świeżo umytych schodów mówi mi dzień dobry.| odhaczam: kolejna oswojona. i już mogę| triumfalnie oświadczyć: jestem w domu. [gniazdo]), bolesnych doświadczeniach z dzieciństwa [w drodze z W.], czy wreszcie o śmierci (kolejna wiosna: okna umyte, z szaf zdjęty balast| zimowej odzieży. gdyby nas zastano takich zziajanych,| w fartuchach, rozdeptanych kapciach, supłających jak ptaki| kolejne, jednoroczne gniazda to ile by było śmiechu,| a ile powagi w innych wymiarach? [substancja do budowy świata]) – za każdym razem są to wiersze mocne, niebanalne, pełne zaskakujących detali, przyprawione puentą o silnym przekazie.
Szczególnie mocnym głosem mówią wiersze, w których autorka sięga po motywy z sali sądowej i wykorzystuje je jako kanwę do refleksji nad naturą człowieka, także tego „zbłąkanego“, a jednak godnego spojrzenia nań jak na brata – mało tego, jak na własnego, młodszego, rodzonego brata: najbardziej niepokoi|| świadomość jutra. tego, że trzeba się będzie spotkać| z zabójcą, zajrzeć mu w oczy i zobaczyć w nich| swojego młodszego brata. że się będzie chciało| powiedzieć mu: „młody, ale się wygłupiłeś –| nie było lepiej iść na rower zamiast kupować nóż?” [o sobie]. Uderza w tej postawie szlachetna wyrozumiałość dla kondycji człowieka, który stając przed obliczem sądu – tak po prostu, po ludzku – traci pewność siebie: lepiej wiedzieć co|| się mówi, generalnie mieć słowa – na wszelki wypadek.| a my wszystko zapiszemy, szloch| zmieniając w znaki przystankowe. [przesłuchanie]
Jest w tych fragmentach – obok świadomości zła – humanitarna gotowość do pochylenia się nad człowiekiem, kimkolwiek by nie był. Pobrzmiewa jednak w „wierszach prawniczych” coś jeszcze – szczególny autobiograficzny motyw: prawnik-poeta wchodzi w głęboką i trwałą interakcję z tym, co spotyka, interakcję, która zaowocuje przecież słowem: potem zaczynają się sny. co się śni? wiersze.| doskonale bolesne. kpią sobie z pamięci.| ciągną się i nie ma słów na to, jak się ciągną| przechodząc w równie doskonałą puentę. [o sobie].
Daję się ponieść Re:Luńkowi, wierzę tym wierszom, podobnie jak wierzę autorce, która pisze: Myślę o pisaniu jak o czymś najważniejszym na świecie.[Boski wiersz]
/Izabela Fietkiewicz-Paszek
Migotania, przejaśnienia, nr 1(26)/2010