Jacek Sojan, pocztówka spod limby – pdf
Jacek Sojan, pocztówka spod limby, Kraków 2011
Wytrawny taternik jeszcze przed wyprawą dobrze wie, jakie szlaki ma do wyboru i świadomie planuje, którym chce dotrzeć do celu. Pierwsza fraza otwierającego książkę Jacka Sojana i zarazem tytułowego wiersza jest na swój sposób taką właśnie decyzją, określa azymut, którym będziemy podążać za autorem: morzem Tatr jest niebo. Morze, ostateczny cel biegu każdej rzeki naszej planety, jednocześnie osobny świat, niezbadany, tajemniczy, cudowny, skomplikowany i rządzący się innymi prawami niż ten „nasz”, lądowy. Jeśli i Tatry mają mieć „swoje morze”, to rzeczywiście może być nim tylko niebo – chciałoby się niemal co do słowa powtórzyć definicję: ostateczny cel biegu, jednocześnie osobny świat, niezbadany, tajemniczy, cudowny, skomplikowany i rządzący się innymi prawami niż ten „nasz”. Na jego (nieba? morza?) dnie / uczepiony kamieni pamięci celu / taka ta wspinaczka / kraba małża langusty. Konsekwentnie – jeśli niebo jest morzem, to wspinaczka każdego stworzenia jest jednocześnie dotykaniem dna. Oksymoron? Podobnie jak pytanie ukwiału, który chciałby iść w jakieś ręce / chciałby całować stopy / ale uciekają przed nim nawet pięty / aniołów / i wtedy odnajduje się problem / parzydełka przekleństwo gatunku / czy uroda życia.
Sporo przed nami pytań, czy coś jest przekleństwem czy urodą życia, sporo sprzeczności, dychotomii, sporo dialogu między wartościami – autor jest na nie wyczulony i wyławia je z przestrzeni języka, narodu, obyczajów, natury. Stoję na granicy dwóch słów / tam Słowacja / tu Polska [granica], ta symboliczna sytuacja, kiedy nie ma (już) materialnej granicy między dwoma państwami, ale nie niweluje to przecież różnic; choćby już sama granica językowa zaświadcza o istnieniu tam i tu.
Jacek Sojan na ostatniej stronie okładki mówi urodziłem się, aby gadać wierszem i podziwiać dzieła Boże. Zwierza się następnie ze swojej największej miłości – miłości do Tatr. I tak naprawdę pocztówka spod limby jest spotkaniem miłości do poezji, do gór i do Boga. To spotkanie to źródło postawy, którą można zamknąć w słowach z homilii Jana Pawła II; poeta ustanowił je puentą jednego z wierszy: iść przed siebie / to znaczy mieć świadomość celu [Przewodnik].
Na ile ważne dla autora pocztówki spod limby są właśnie polskie góry, zaświadcza wiersz aria, w którym rozważania czym różnią się Alpy / od Tatr / pewnie tym czym ja / od mojego brata wiodądo myśli: Alpy to nie moja historia i dalej: granit tutaj bez finezji ciężki jak los / emigranta. Co innego Tatry, w których pejzaż partyturą / na Kościelcu Karłowicz / na upłazach Szymanowski / w dolinach Krzesany Kilara. I tu chyba dochodzimy do sedna więzi z górami, która jest czymś znacznie głębszym niż byłaby żyłka do wspinaczki czy sentyment wywiedziony z dzieciństwa, kiedy poeta często przyjeżdżał tu z rodzinnego Krakowa. Ta więź – mówi – prowadzi przez znacznie subtelniejsze, mniej oczywiste obszary i sprawia, że huk zapadającej się w dolinach Białej Wody / to moje przyspieszone tętno.
Na szczególną uwagę zasługuje Cmentarz pod Osterwą, poświęcony wielkim miłośnikom i ofiarom gór: góra imion / wśród których Klimek Bachleda / Mieczysław Karłowicz Jerzy Kukuczka / Maciej Rysula. I wielu innych, dla których wszystkie góry świata / teraz nie większe / niż kopczyk w piaskownicy / Boga, którzy już wiedzą, że idziesz przez śmierć i życie / jak przez pory roku – i we wszystkim, co nas spotyka, nawet w nagłej śmierci, jest naturalny porządek, z którym człowiek niekiedy się nie zgadza i mocuje, ale jego wewnętrzna równowaga zależy od tego, czy ostatecznie uzna wyższość prawa natury i doskonałość boskiego planu. Wtedy dopiero będzie mógł ze spokojem wyznać: ja kamień na kamieniu / góra wśród gór / jeszcze niezdobyta / przez ostateczność [z plecakiem], z czułością i uwagą pochylać się nad urodą, ale i mądrością nawet niepozornych istnień: wie / że są cztery strony świata / i strach // czyli ucieczka [zajęcza koniczyna] i uznać przyrodę za godnego szacunku partnera: przybywamy na wezwanie / góra zdobyła naszą wyobraźnię pierwsza / jej skalna stopa we śnie uciska piersi / to my jesteśmy gór zdobyczą [góra].
Prawo natury w ostatecznym rozrachunku jest przecież po naszej stronie – to dzięki niemu (a wbrew logice?) potężne Tatry nie przysłaniają małej dziewczynki. W niezwykle poruszający sposób opowie o tym wiersz, który Jacek Sojan dedykuje Julii – córce, zaczynający się od słów: nikt już mnie na ziemi / tak kochać nie będzie. Okazuje się,że świat / ze wszystkimi górami nie może się równać tej bliskości, a słowo miłość znaczy – – – może lepiej niech sam wiersz to powie? Myśląc / o tobie / na stromiznach i przepaściach / trzymając słowo-łańcuch [kochanie jest jak łańcuch w górach].
Szkoda, że obok tak pięknych fraz chwilami pojawia się dyskomfort związany z warsztatową stroną wierszy. Pocztówka spod limby jest obciążona manierą inwersji, zazwyczaj nieuzasadnionych, burzących rytm, niekiedy niestety i sens (np. ponad kosówką kruków czarnych skrzydeł niebo [aleją kosodrzewiny]), wersyfikacją, która nie zawsze się broni (np. Może w niebacznym geście oddała całą / siebie bo chłód jej zbielił ciało i schodził / w głąb głębi Pokonując lodu w swojej / krwi iskrzenie dziewczyna zdjęła nagle itd. [upominek]) czy grzechem „gadulstwa”, które – owszem – bywa kapitalnym wsparciem np. przy stylizacji na balladę, gdzie potok słów nie przysłania poezji. Jednak tylko tam. Może warto pamiętać o słowach Juliana Przybosia: sztuka pisania jest sztuką skreślania?
Formalne niedoskonałości tych tekstów nie przesłaniają na szczęście tego, co jest największym atutem poety Jacka Sojana i nadrzędną wartością jego wierszy: siły wyobraźni, popartej niezwykłą erudycją. Imponuje swoboda, z jaką autor porusza się po światach baśni, sięga do podań i legend, czerpie z motywów biblijnych i mitologii – i jak łączy to bogactwo z dzisiejszością, choćby w tym fragmencie: kiedy Apollo zamieszkał w Krynicy Zdroju / i przyjął posadę naczelnika stacji / na kolejowych podkładach / jak na cymbałkach / zagrało [Nikifor]. Godna uwagi jest także fascynacja światem roślin, szczególnie ziół; niezwykła pasja i umiejętność konsekwentnego budowania tekstu na tej roślinnej kanwie, jak np. w wierszu mordercy, opartym na skojarzeniach wywiedzionych z atlasu botanicznego (warto wspomnieć o szwadronach śmierci / wilczomleczach z gatunku Euphorbia / nie ukrywających zamiarów / a niosących zagładę / jako sposób na wolność i szczęśliwość wieczną).
Poezja czuje się w górach doskonale, góry w poezji – także. Trudno więc się dziwić, że góry dostały się także między wersy Sojana, zawładnęły jego poetycką wyobraźnią, zawładnęły na tyle, że poświęcił im kilkadziesiąt wierszy, które stały się nie tylko hołdem, ale trampoliną dla rozważań i pytań filozoficznych czy teologicznych, punktem dojścia wielu odległych inspiracji – biblijnych, mitologicznych, baśniowych czy naukowych. Okazały się także dość pojemne, by poeta zdołał w nich pomieścić rozległą galerię postaci, różnobarwne i różnoformatowe fotografie krajobrazów, relacje i impresje z wydarzeń – ale i emocje, napięcia, lęki, wzruszenia, wiarę, a wszystko to w związku, przecież nie zawsze bezpośrednim, z górami. Sama sytuacja egzystencjalna – spotkanie człowieka z górą – jest tak silnym impulsem, tak silnym przeżyciem estetycznym i metafizycznym, że może stanowić pierwszy klocek domina w ciągu nieprawdopodobnych wydawałoby się skojarzeń, na końcu którego spotka nas np. fragment arii, miłość córki, smak mądrości, Romeo. Albo ocalenie.
/Izabela Fietkiewicz-Paszek
6 sierpnia 2011
sZAFa, nr 40/2011