Dorota Ryst, „Punkty przecięcia”, Topos, nr 4(125)/2012

Dorota Ryst, Punkty przecięcia – pdf

Dorota Ryst, Punkty przecięcia, Stowarzyszenie Salon Literacki, Warszawa 2011, red. Sławomir Płatek, współpraca: Izabela Wageman, Bogdan Zdanowicz

Czwarty w dorobku Doroty Ryst i czwarty w serii Salonu Literackiego tomik pt. „Punkty przecięcia”, opatrzony jest mottem zaczerpniętym z książki Krzysztofa Środy pt. „Niejasna sytuacja na kontynencie”, książki o podróży, której nie było: Jeśli nawet świat zawiera w sobie jakąś zagadkę, której zrozumienie jest naszym powołaniem, podróż nie jest chyba właściwym sposobem na jej odkrycie (…) Takie wejście w świat „Punktów” to zapowiedź szlaków, które autorka przebyła, tych, które zna jedynie z atlasu, jak i tych, które żyją w osobliwy sposób wyłącznie w jej wyobraźni. „Beskid jest dla mnie tak samo egzotyczny jak Karaiby” – powie na którymś ze spotkań. Topos podróży powinniśmy wic jeszcze przed lekturą przewartościować – będzie to gotowość umysłu, postawa, stan ducha, a nie fizyczny proces, czego trafną egzemplifikacją jest tytuł pierwszego rozdziału: [punkt: róg nowego światu i marszałkowskiej]. Nowy Świat w rzeczywistości nie krzyżuje się z Marszałkowską.

Książka podzielona jest na części, pierwsza [punkt: róg nowego światu i marszałkowskiej] to m.in. wzruszający wiersz o tym samym tytule, w którym przywołana jest dawna składnica harcerska, w niej dzieciaki skupione wokół makiety/ przeżywały swoje katharsis, potem nagle wagony/ zrobiły się za małe. w kieszeniach zaciążyły monety/ za które można było kupić bilety do wszędzie-nigdzie/ jednak nowy świat nie był już na wyciągnięcie ręki. [róg nowego światu i marszałkowskiej].Składnica na rogu ulic, które w rzeczywistości się nie schodzą, to zarchetypizowana kraina dzieciństwa, a nowy świat krzyżujący się z marszałkowską to także świat dorosłości, który tak nierealnie krzyżuje się z dzieciństwem (schodzi się z nim? rozchodzi? odrasta z niego?). Trudno uchwycić ów jeden jedyny punkt przecięcia, za którym nic już nie jest na wyciągnięcie ręki, szczególnie, że wszystko wydaje się względne, każdy dowód/ to tylko kwestia dobrze dobranych przykładów. układów odniesienie [siła coriolisa]. Do takiego relatywizmu podmiot tych wierszy dojrzewa, niekiedy konstatując z nostalgią: wycięte drzewa wciąż rosną/ w pamięci [akt nieposiadania], innym razem uznając człowieczą tymczasowość, bolesną wobec lepszej w tym względzie kondycji przedmiotów: mieszkanie nie należy do mnie choć tak jest zapisane/ w księgach. one były tu wcześniej. kredens szafka/ podłoga oswoiły to miejsce zanim mnie ktoś ulepił/i włożył w moje  usta tabliczkę z zaklęciem. to one// są u siebie [sublokatorka] i miejsc: mogłabym żyć wszędzie. ale podobno wszędzie/ to tak jak nigdzie [kontinuum].

Druga część, [punkt: przesiadka], to „poezja podróżna”, zanurzona w dworcowych klimatach, prowincjonalnych smutkach, stagnacji, szarzyźnie. Odpychające dworce, które jednocześnie mają jakąś magię, przyciągają: przychodzę modlić się do wszystkich// pociągów którymi nie odjadę [centralny]; te realne, w których bohaterka bywa (Warszawa, Kalisz, Zduńska Wola, Sopot, miasto c) i te, do których nigdy nie dojechała (Paryż, Orvieto) – stapiają się w jedno, bo przecież podróże, i te w czasie, i te w przestrzeni, nie zmieniają tak naprawdę nic, a pamięć i tak po swojemu się z nimi obejdzie: czas w którym byłam i miejsca/ gdzie mnie nie było niczym się nie różnią./ mówisz pamięć. a co to właściwie jest/ ta pamięć. wykrzywione obrazki. wiara// że było jak nie było. [wielkość skalarna].Na straży tej egzystencjalnej niepewności stoi poeta, który słyszy (albo nie słyszy, ale to – idąc tropem „Punktów” – nie ma większego znaczenia) nakaz: pisz [przesiadka]. I wątpi: co tu pisać. kilka zdarzeń istotnych/ równie mało jak wszystkie niezdarzenia [ibidem]. Każde zdarzenie jest równie ważne i nieważne, zwykła przerwa w podróży w miasteczku, które nie oferuje żadnej atrakcji, czyli czterdzieści minut. mniej więcej/ jedna osiemdziesięciotysięczna przeciętnego życia [ibidem] ma wartość jak każdy inny moment, więc? Pisz zatrzymaj to. zatrzymaj. [ibidem]

Kolejny rozdział to[punkt: zmiana czasu]i od razu pytanie: skąd ta naiwna wiara/ że możemy go zmieniać. [druga], tak zasadne wobec faktu, że każda sekunda/ zmienia nas. bez nas. bez pytania [ibidem], wobec doświadczania nieuchronności, przemijania, względności naszego bycia tu i teraz, swoistego solipsyzmu tak silnie obecnego w poezji Ryst. Zmiana czasu to także przepiękne wiersze z „malarskim tłem”, niezwykłe, jak ten poświecony samobójczej śmierci partnerki i muzy Modiglianiego, Jeanne Hébuterne, czy wiersz andré breton patrzy na żyrafę, opisujący wydarzenie z 1924 r., kiedy tytułowy przywódca surrealistów przygląda się w paryskim zoo żyrafie – tej samej, którą 13 lat później w swoim słynnym studium rozpadu namaluje Salvador Dali. To przesunięcie w czasie (tak immanentne dla surrealizmu!) pięknie obrazuje ułomność i względność naszej percepcji.

Czwarta część, [punkt: mechanika relatywistyczna], to kwintesencja pozornie absurdalnego (jak róg nowego światu i marszałkowskiej?) przecięcia obsesyjnego poczucia względności nieustannie towarzyszącego lirycznej bohaterce: trzy// wymiary przecinają się ciągle w tych samych miejscach./ nie ma tylko mnie. tej sprzed piętnastu minut/ czekającej na mnie [jednoosiowy] z przekonaniem o tym, że tak naprawdę nie zmienia się nic: znów powrót. do siebie jak donikąd.(…) odmiany// przez czas lub przypadek potwierdzają/ bólem naszą nieodmienność. [powrót],alei z piękną, dziecięcą, znów rodem z rogu nowego światu i marszałkowskiej wiarą wto, że możliwy jest punkt przecięcia prostych/ równoległych. [punkt przecięcia].

Stonowane, pozbawione emfazy i ambicji bycia na siłę „lirycznymi”, często bliskie prozy, mini-studia nad egzystencjalną sytuacją człowieka zanurzonego w zamglonej przeszłości, za którą się tęskni, ale w której nic nie jest na pewno, nawet topografia miasta, w którym spędza się całe życie. Wiersze bogate w kulturowe odniesienia (od swobodnych odwołań do fraz Szekspira, Brodskiego czy filmu Morgensterna poprzez kluczowe dla „dzieci kryzysu” wspomnienia jak statki z cytrusami czy  wyroby czekoladopodobne po ledwo ukorzenione pojęcia jak google maps i „świeże fakty” jak budowa stadionu), osadzone na niewydumanym gruncie „zwykłości z życia wziętej”, nałożone na bolesne refleksje, pełne ambiwalencji i poczucia metafizycznego zapętlenia, prowadzą do ostatniego (nomen omen) punktu:

[punkt ostatni]. To tylko jeden, ale za to niezwykle nośny tekst, pełen wiary, że to język porządkuje chaos, nadaje sens, a może i konstytuuje rzeczywistość, pozwala rodzić się i trwać. Jakby desygnat bez nazwy umierał mimo materialnego trwania, a słowo ocalało światy, które się rozpadają. Tylu umrze// za twojego życia i tyle języków./ moabicki szuadit aka-jeru. twój/ może być następny. więc siej// została ci wiara w zmartwychwstanie/ słowa. [siejba]

Izabela Fietkiewicz-Paszek

luty 2012

Topos, nr 4(125)/2012