Izo, Łyżka Mleka – kto się za nią kryje? Nietypowa nazwa dla Stowarzyszenia, bardzo sugestywna, pięknie zaszczepiła się w mojej głowie, ale opowiedz, jaki jest Wasz cel?
Za Łyżką Mleka ukrywa się Marc Chagall. Tzn. za nazwąJ A jeśli o samo stowarzyszenie pytasz – zawiązaliśmy się pod koniec 2010, ale idea dojrzewała od dawna. Z Anetą Kolańczyk, z którą nie tylko pracuję i przyjaźnię się od wielu lat, ale i dzielę literacką szajbę, miewałyśmy niejednokrotnie pomysły poetyckich imprez, ale te zawsze rozbijały się o formalne ściany: prywatna osoba nie jest partnerem dla instytucji, które mogłyby nas wspierać. Postanowiłyśmy się sformalizować, zaraziłyśmy tym kilku przyjaciół – i trybiki zaskoczyły.
Widziałam zdjęcia ze spotkań z autorami, spotykacie się w jednym miejscu?
Pozyskaliśmy kilku partnerów dla naszych projektów, możemy organizować spotkania w różnych miejscach, odpowiednich dla danego przedsięwzięcia. Cykl spotkań autorskich „zwiersz się z nami pod wieczór”, bo pewnie o tych zdjęciach mówisz, związany jest z 2 miejscami: Salą Gobelinową – najpiękniejszą salą Zamku w Gołuchowie pod Kaliszem oraz Lawenda Cafe, klimatycznym i gościnnym poezji pubem w Kaliszu. Ale np. najbliższa impreza, spotkanie z prof. Stanisławem Beresiem, połączone z projekcją filmu z jego rozmowy z Czesławem Miłoszem, odbędzie się w kaliskim Centrum Kultury i Sztuki. Jak widzisz, Łyżka miesza w różnych miejscachJ
Zdradzisz, jakie masz marzenia związane z tym przedsięwzięciem?
Mamy za sobą comiesięczne „zwierszenia” z Dorotą Ryst, Sławkiem Płatkiem, Izą Wageman, Teresą Radziewicz, Markiem Radeckim, Mirką Szychowiak i Ulą Zyburą. Przed nami spotkania z kolejnymi twórcami, m.in. z Beatą Patrycją Klary (11.06). Uczymy się i staramy robić to coraz lepiej. Ale na tym cyklu nie kończy się mleczny horyzont. 14 maja odbędzie się w Gołuchowie Ogólnopolska Konferencja o Ekfrazie, jesienią – Ogólnopolski Turniej Jednego Wiersza, po którym wydamy publikację podsumowująca i całoroczne „zwierszenia”, i turniej właśnie, będzie także koncert (w stowarzyszeniu są nie tylko ludzie zainfekowani poezją, ale także muzycy, plastycy, mamy właścicieli wydawnictw i wiele innych osób, których potencjał pozwoli z czasem poszerzyć łyżkową działalność). Jesienią 2010 zorganizowaliśmy „wieczór piosenki i poezji – Tango”, w kwietniu współorganizujemy „francuski wieczór literacko-kabaretowy”, w niedalekiej przyszłości – może uda się „wieczór rosyjski”. Na ten moment największym wyzwaniem jest ogólnopolski konkurs na clip filmowy do wiersza kaliskiego, na to jednak potrzeba sporych pieniędzy, miasto w tym roku nie podjęło tematu, może uda nam się napisać dobry projekt na 2012. Próbujemy pozyskać sponsorów.
Jeśli już przy projektach: stowarzyszenie dostało dotację z Urzędu Marszałkowskiego, co można traktować jako sukces, ponieważ ofertę złożyliśmy po miesiącu działalności, czyli byliśmy „bez historii”. Ale na szczęście „człowieka od projektów” też mamy w ŁyżceJ
W minionym roku wydałaś tomik ‘’Portret niesymetryczny”, nieustająco jestem pod jego wrażeniem, czy w tym roku planujesz wydanie nowej książki?
Poezja trafiła (we) mnie późno, moment po trzydziestce. Piszę i publikuję od 2004, tak więc z debiutem także czekałam – pominąwszy metrykę J – długo. Nieustanne poczucie, że to jeszcze nie to, że można lepiej, że wiersze muszą odleżeć itd. Ale stało się – jesienią 2010 zmaterializowałam pomysł na debiut w „Portrecie niesymetrycznym”. Druga książka, „Próby wyjścia”, ukaże się wiosną tego roku (premiera 14 maja w Gołuchowie po konferencji o ekfrazie).
Zdradzisz, czym pachnie?
„Próby wyjścia” powstały błyskawicznie, do tego nie jest to tzw. tomik wierszy, tylko spójna książką, zbiór sonetów, pisanych „tryptykami”, inspirowanych malarstwem. Są tu ekfrazy obrazów Zdzisława Beksińskiego, Marca Chagalla, Fridy Kahlo czy Hieronima Boscha. Są też (druga część książki) sonety, do których swoje prace dopasował Jarosław Wójcik, polski malarz od lat mieszkający w Melbourne. Niezwykłe to spotkanie, odnoszę wrażenie, jakbym pisała do jego obrazów, a może – jakby to on malował do moich wierszy? A tak naprawdę spotkaliśmy się jakoś pośrodku.
Ta książka dla mnie samej jest przygodą, nie chcę wrzucać „górnego C”, ale coś z pogranicza metafizyki przysiadało mi na ramieniu podczas pisania. Tworzyłam na piątym biegu, po raz pierwszy w takim tempie, a towarzyszyło temu podniecenie, dokąd doprowadzą mnie kolejne sonety-spotkania z obrazami; to rzeczywiście były próby wyjścia – poza mapy, ustalone ścieżki, oswojone rejestry i stany. To było naprawdę fascynujące.
Wydania „Prób” podjął się Cezary Sikorski (Zaułek Wydawniczy Pomyłka) ze Szczecina i tylko dzięki jego determinacji i nadzwyczajnemu zaangażowaniu książka może się ukazać i to w tak ekspresowym tempie. Już samo zdobycie praw autorskich do tak wielu reprodukcji było nie lada wyzwaniem.
Jak oceniasz stan poezji w dobie Internetu i degrengolady językowej?
Nie chcę oceniać. Może o samym związku pisanie-Internet powiem tak: kiedy zaczynałam przygodę z poezją, od razu poddałam swoje próby weryfikacji na portalach poetyckich, które traktowałam jako miejsca publikacji i jednocześnie rodzaj warsztatów. Na pewnym etapie można się sporo nauczyć, można przede wszystkim spotkać innych chorych na wiersz. Warto jednak zachować nieco dystansu, umiaru i zdrowego rozsądku we wchłanianiu portalowych uwag.
Od kilku lat nie „wieszam” wierszy na forach (incydentalnie – na www.salonliteracki.pl), wycofałam się, ale zaglądam.
Stan poezji? Język poetycki ewoluuje żywiąc się tym, co wokół, chłonie z życia, tym samym je odzwierciedla. Internet przeniknął naszą codzienność i rozpędził wiele procesów, dał wiele szans, w tym niestety i szansę anonimowego wylewu żółci, szansę na dodatkową przestrzeń publiczną dla frustratów. Łatwość obwieszczania światu wszystkiego, co do głowy przyjdzie, musi mieć swoją ciemną stronę. Czy boję się językowej degrengolady? Mam nadzieję, że poezja, jako ten najbardziej wyrafinowany sposób użycia języka, poradzi sobie.
Gdzie ma Ciebie szukać czytelnik?
Poezję publikuję raz po raz w prasie, recenzje (i nie tylkoJ) w każdym numerze kwartalnika Migotania. Na stronę www.alternet.webd.pl wrzucam też co jakiś czas wiersze, piosenki, czasem linki do felietonów. O tym, co dzieje się w Łyżce, informuje tu: www.lyzkamleka.eu.
Gdyby nagle wyłączyli prąd, a Ty byłabyś w windzie z wizją spędzenia tam kilku godzin, to, kogo widziałabyś za swojego współtowarzysza?
Mechanika ze specjalnością: naprawa prądu windzianego i po kursie opieki nad poetkami z zespołem okazjonalnej klaustrofobiiJ Ale gdyby jeszcze jedno miejsce było, zaprosiłabym do nas Renatę Przemyk.
W dobie Internetu, kim jest poeta?
Brodski w mowie na okoliczność nagrody Nobla powiedział: „Ten, kto pisze wiersz, kolosalnie przyspiesza własną świadomość, myślenie, percepcję świata. Raz doświadczywszy takiego przyspieszenia, człowiek nie jest już w stanie zrezygnować z powtórzenia eksperymentu, wpada w zależność od tego procesu, jak wpada się w zależność od narkotyków lub alkoholu. Moim zdaniem, właśnie człowiek, który znalazł się w podobnej zależności od języka, nazywa się poetą.”
Coś mi się wydaje, że w dobie Internetu – na szczęście – poeta nie jest nikim więcej i nikim mniej niż w dobie przed Internetem. A może i po InternecieJ. Poezja to sposób myślenia, czucia, radzenia sobie ze sobą i z tym, co mniej czy bardziej obok, sposób balansu nad krawędziami. Jak w każdej innej dziedzinie, tak i tu: Internet przyspiesza, upowszechnia, skraca dystans, pewnie i pauperyzuje. Wiersz to komunikat, Internet na pewno pozwala mu szybciej działać.
Poeta – czy z laptopem na kolanach czy unplugged – niezmiennie chce za pomocą języka przekroczyć granice języka, to potrzeba, która wymyka się chyba nawet piramidzie MaslowaJ, rodzaj daru – i jednocześnie przekleństwa. Sprawa jest poważna. Czy Internet jest w stanie to zmienić?
Czyli dalej służymy pięknu. Dziękuję za rozmowę i do poczytania!