Stefańczyk, o Końcu srebrnej nitki

Ludzie na moście w Kaliszu

Marta Stefańczyk

Kiedy przeczytaliście całego „Pana Tadeusza”, to mieliście wrażenie, że odtąd wasze myśli układają się w wersy trzynastozgłoskowym aleksandrynem polskim? Ja tak miałam.

Ze zdumieniem przeczytałam opinię Wiesława Myśliwskiego, który porównał naszą epopeję narodową do opery, gdzie najważniejszym i porywającym elementem utworu jest język – jego muzyka, a treść sprowadził do mało istotnego libretta, które jest jednie pretekstem do spotkania z dziełem kompozytora. Myślę, że to odważne, ale uprawnione stwierdzenie. [Wiesław Myśliwski. w środku jesteśmy baśnią mowy i rozmowy. Kraków: Wydawnictwo Znak, 2022].

Jakże trzeba być zdyscyplinowanym i twórczym, żeby napisać dobry współczesny wiersz godząc się z precyzyjnie zaprojektowanymi granicami: cztery zwrotki, czternaście linijek, dwie pierwsze po cztery linijki (opisowe) i dwie następne, po trzy linijki (refleksyjne)!

Elżbieta Zechenter-Spławińska wspominała, że na warsztatach literackich, które prowadziła, wytyczyła ambitny cel dla początkujących poetów: napisać sonet. Było dość dużo czasu, by zrealizować ten plan. Zgadnijcie ile osób przyniosło na następne zajęcia „zadanie domowe”. Jedna (!) – była nią sama pomysłodawczyni ćwiczenia, która kornie oddała hołd Dantemu, Petrarce i Szekspirowi, więcej chętnych – nie było. „Każdy szanujący się poeta winien mieć swoim dorobku przynajmniej jeden sonet, żeby można było stwierdzić, cóż on zacz” – jak napisał Janusz Drzewucki recenzując „Księgę sonetów” [„Księga sonetów”. Wybór, układ, wstęp Małgorzata Baranowska. Kraków: Eventus,1997]. Może trzeba mu przyznać rację? Poezja wymaga nie tylko natchnienia, ale też dyscypliny.

Dlaczego zaczęłam od roztrząsania opinii na temat formy? Otóż trzymam w ręku pięknie wydaną książkę z mojego ulubionego gatunku „słowo i obraz” czy jak kto woli „książka z ilustracjami”. Całość – zaprojektowana co do szczegółu ze smakiem i wyczuciem. Okładka w tonacji śliwkowej niedosłowna, skrywająca tajemnicę, a właściwie uchylająca jej rąbka. Pozostawia szczelinę pomiędzy rzeczywistością, a tym innym światem zbudowanym ze słów i snów, przeczuć i intuicji, przesiąkniętym empatią jak gąbka. Bibliotekarze, archiwiści to często ludzie, którzy oprócz skrupulatności, drobiazgowości i cierpliwości mają nieograniczoną wyobraźnię. Z łatwością potrafią tkać opowieść o ludziach, nawet jeśli widome ślady ich istnienia są jak prześwietlona słońcem, ledwo dostrzegalna srebrna nitka pamięci.

Izabela Fietkiewicz-Paszek udowadnia, że można ożywić obraz człowieka z krwi i kości nawet na podstawie okruchów faktów, cieni, odcisków, które pozostały po nim. Poetka podjęła się bardzo trudnego zadania. Po pierwsze – wybrała formę sonetu, po drugie sprowadziła nazwiska znane, mniej znane i w zasadzie nieznane do jednego mianownika, po trzecie nie cofnęła się przed zamknięciem całości w ramach niszowego projektu lokalnego. Anna Tabaka – autorka posłowia – szczerze napisała, że wiadomość o powstaniu 22 sonetów poświęconych ludziom pióra związanych z Kaliszem „wcale a wcale” jej nie ucieszyła i ja bardzo dobrze rozumiem to pierwsze wrażenie. To trochę tak, jakby Szymborska napisała wiersz „Ludzie na moście w Kaliszu”. W Kaliszu? Mogło by nam się wydawać, że to nas nie dotyczy (jeśli nie mieszkamy w Kaliszu), może pomyślimy, że to nas nie obchodzi ten jakiś tam most w Kaliszu i deszcz. Ale gdyby opisać go w ten sposób:

„Bywa tu w dobrym tonie
wysoko sobie cenić ten obrazek,
zachwycać się nim i wzruszać od pokoleń.

Są tacy, którym i to nie wystarcza.
Słyszą nawet szum deszczu,
czują chłód kropel na karkach i plecach,
patrzą na most i ludzi,
jakby widzieli tam siebie”

[W. Szymborska „Ludzie na moście”]

Jeśli możemy poczuć się częścią drzeworytu Hiroshige Utagawy, to dlaczego ma nas nie wzruszyć opowieść o Kaliszu, o ludziach takich jak my. „Dwie walizki i rozpacz – to wasz cały bagaż”, czyż nie brzmi to dramatycznie i aktualnie? [Eligiusz Kor-Walczak]. Człowiek wobec swojego losu, poeta, który chce zostawić ślad, zachować myśl, pajęczą nitkę pamięci o sobie i swoim mieście. Czy tak bardzo się różnimy? Każdy z nas kiedyś będzie łapał ostatni oddech „Nad ranem wiedziałeś,/że kończy się krajobraz i twój udział w drodze./Razem z nim przyszła pewność: nic już nie dopowiesz/i zostawisz za sobą rzeczy nienazwane” [Maciej Maria Kozłowski].

Czy znacie nazwiska bohaterów sonetów Izabeli Fietkiewicz -Paszek? Niektórych na pewno: Maria Konopnicka, Adam Asnyk, Maria Dąbrowska, a innych? Roza Jakubowicz, Wanda Karczewska, Meir Pakentreger? Kto i według jakiego klucza decyduje o skazaniu twórcy na niepamięć?

„Można mówić o pechu, takie zapomnienie/to zbyt surowy wyrok. Nawet jeśli lepszych/od ciebie było wielu, nawet jeśli śmielej//wkroczyli do kanonu (a nie ma symetrii/między słowem a sławą), to ja jednak wierzę,/że zaciemnione frazy uda się oświetlić.” [Janusz Teodor Dybowski]. Dla autorki impulsem do przypomnienia tych nazwisk jest wspólnota małej ojczyzny. To miasto, mimo, że zmienione, ale jednak przechowuje w swojej duchowej pamięci historię miejsc i ludzi. Duchy mieszkańców na stałe zadomowiły się w niewidzialnym ciele wyburzonych czy spalonych budynków, przysypiają na drewnianych ławkach w kościołach i archiwach, kryją się za bibliotecznymi półkami lub przenikają do światłowodów. „Spędziłam z tobą wieczór. Kaprys światłowodu,/przypadek, przeznaczenie? Grunt , że się zjawiłeś/na hasło: „Kalisz – pisarz”. W każdym razie żyję//od wczoraj twoim życiem, szukając sposobu,//jak odczytać po latach, jak dobrze zrozumieć/twój świat i twoje dzieło.” – pisze poetka [Janusz Teodor Dybowski].

Podobno w Polsce mamy więcej osób piszących niż czytających, taki mały paradoks. Jednocześnie każdy twórca chciałby być wyróżniony, zapamiętany, a przynajmniej czasem czytany. Czytelnik to w pewnym sensie medium, przez które autor przesyła swoje słowa, myśli, sny w to konkretne miejsce i czas. Książka zamknięta, która leży na bibliotecznej półce, list w archiwalnym pudełku czy na mikrofilmie same nie przemówią, trzeba oddać im swój głos, żeby wybrzmiały.

„Pisałeś, że tęsknota do czasu, ludzi, miejsc

jest tęsknotą do siebie, tęsknotą najczystszą.

Tak mógł napisać człowiek, który tracił wszystko,

odzyskiwał i tracił, któremu żaden lęk,

strach, przegrana nie mogły odebrać nadziei”.

[Aleksander Braude]

Izabela Fietkiewicz-Paszek oddała swój głos, pióro, wrażliwość i talent, by oświetlić twórczość innych. Z tymi znanymi, o których możemy dowiedzieć się wiele z istniejących w obiegu źródeł – spotyka się na własnych zasadach – szuka głębiej i bardziej dociekliwie. Z poświęceniem i czułością podejmuje misję ratunkową wobec tych, których twórczość przepadła w wojennej pożodze lub w innych okolicznościach, zostały z niej jedynie drobne fragmenty, albo po prostu nie przebili się ze swoim słowem przez głosy lepiej słyszalne, brzmiące bardziej donośnie.

Oświetliła na chwilę ich twarze i dała nam koniec srebrnej nitki, żebyśmy za nią podążali.

Marta Stefańczyk

28 grudnia 2022

[tekst ukazał się na blogu autorskim Marty Stefańczyk]