„Skąd to? Z czego? I po co? Ano z potrzeb. Różnych. Człowieczych, zwyczajnie. Piłam, paliłam, tańczyłam, śpiewałam, płakałam, się śmiałam i… pisałam. Autopsychoterapeutyczne stwory. Tak i oto jest, tomik, za co dziękuję wszystkim, którzy kopali mnie w tyłek, abym wreszcie to swoje pisanie ukazała światu. No to proszę, się stało ciałem. (…)”
Jeżeli ktoś tak zaczyna debiutancką książkę, albo sugeruje swoim czytelniczkom i czytelnikom, że czeka ich coś zabawnego, z przymrużeniem oka, a przynajmniej nie do końca serio, albo zapowiada nam już na wstępie: mam do siebie dystans, a pisanie poezji to jedna z licznych aktywności, którą się w tej przestrzeni (logiczna konsekwencja: dystans do siebie stwarza przestrzeń) zajmuje autorka.
„Nie mów na mnie poeta,
jak na podobnych mi ludzi.
Ja zwykły wierszokleta,
co słowem kocha się trudzić.
(…)”
[Dygresje po biennale, s. 7]
I tu właściwie można uznać: mamy to. Już w pierwszym wierszu. Tylko, czy na pewno? Może to rodzaj asekuracji?
Debiut Romany Cegielnej-Szczuraszek to zbiór ponad 100 wierszy, z ilustracjami – także samej poetki, która jest kobietą wielu talentów. Zajmuje się malarstwem, tworzy kolaże, asamblaże i instalacje, rzeźbi, szyje, projektuje wzory na tkaniny, odnawia stare meble, pisze wiersze i teksty piosenek. Tak niebywale „energetyczna”, zaangażowana artystycznie i kreatywna postać wyczerpuje definicję tzw. niespokojnego ducha.
Z taką przed-wiedzą zabieram się za lekturę, innymi słowy: sprawdzam.
I już w drugim wierszu dostaję nauczkę.
„Dlaczego burzysz się na język, którym do ciebie piszę,
w czasach, gdy „kurwa”
po salonach bryluje,
gdy „chuj” nie tylko w spodniach siedzi,
gdy „pierdolenie” bez użycia narządów płciowych
się odbywa?
Dlaczego oburzasz się na moje słowa,
gdy tak na wszystko masz
„wyjebane”?
(…)”
[We mnie kamienie, s. 9]
Ten tom to zestaw bardzo różnych i różnorodnych wierszy, tematów, języków i nastrojów, to osobista, chwilami intymna podróż po świecie skomplikowanych emocji, sposobów ich wyrażania, nazywania i ujarzmiania, to opowieść doświadczonej kobiety, która z jednej strony wydaje się być kolorowym ptakiem (oj, znajdziemy tu sporo tekstów na dowód), z drugiej – wnikliwą i uważną obserwatorką i „recenzentką” rzeczywistości, obserwatorką, która brutalnie i bez eufemizmów wykrzyczy światu i ludziom, gdzie zawiedli.
A robi to raz rymem, innym razem „białym wierszem; raz stylizując, parafrazując, odwołując się do tego, co znamy i lubimy (np. wiersz sztos zaczyna się tak: „na stos rzucili ćmy / ich życie i los”, s.12), innym razem tworząc neologizmy (np. wiersz pt. Przedstawienie pt. „Było sobie życie,s.17, w którym znajdujemy m.in. „Brat młodszy – Jawampokażę / Kuzyn – Achujztym”), jeszcze w innych wierszach – czasem, jak tu, skróconych niemal do formy aforyzmu) wykorzystując gry słów dla wypowiedzenia gorzkich refleksji:
„chciałam skoczyć z dziesiątego piętra
a tam ludzie
których tak chciałam uniknąć…”
[skok, s. 50]
Szczuraszkowa bezceremonialnie rozbraja związki frazeologiczne, rozprawia się z wieloma utartymi zwrotami, ,,dając im „nowe życie”, pokazując, jak język zastawia na nas pułapki – wzmacniając „niewinnymi powiedzonkami” szkodliwe stereotypy:
„kobiety są jak wino
im starsze tym lepsze
lecz nie należy ich przechowywać zbyt długo
tak do lat pięciu
żeby się nie przemieniły w ocet
(…)”
[takie o tych, s. 66]
„wychodzę z siebie
z niewygodnej sytuacji
boso
o własnych siłach
na własnych nogach
(…)”
[boso, s. 66]
Zabawa słowem? Owszem, ale rzadko dla samej zabawy. Zazwyczaj gdzieś pomiędzy żonglerką słowami jest refleksja – nad nieubłaganym czasem, nad krzywdą słabszych, nad kondycją człowieka, nad relacjami i związkami, nad kobiecością wreszcie, eufemistycznie mówiąc: kobiecością zmienną w czasie. bo zarówno figura kobiety, jak i temat przemijania – nadają ton w „Kontro-wersie”.
Izabela Fietkiewicz-Paszek
17 maja 2023
Romana Cegielna-Szczuraszek, Kontro-wers, wyd. Liberum Verbum, Wrocław 2020