Podróżując w przeszłość.
O tomie „Lipiec na Białorusi” Izabeli Fietkiewicz-Paszek
Życie przemija. Życie trwa. Przynosi cierpienie. A może nie tylko? Takie myśli i pytania będą towarzyszyć temu, kto zdecyduje się wraz z Izabelą Fietkiewicz-Paszek na podróż na Białoruś, podczas gorących lipcowych dni.
Izabela Fietkiewicz-Paszek to poetka, a także autorka tekstów piosenek, recenzentka, felietonistka. Ponadto prowadzi działalność jako animatorka kultury. Jest jedną z założycielek i prowadzących Stowarzyszenie Promocji Sztuki Łyżka Mleka w Kaliszu. Jest także współorganizatorką Ogólnopolskiego Festiwalu Poetyckiego im. Wandy Karczewskiej. Jak dotąd wydała dwie książki poetyckie: Portret niesymetryczny w 2010 roku oraz Próby wyjścia rok później. Była także jedną ze współautorek tomiku poetyckiego Sonet. Spętanie, który zawierał ponadto sonety czwórki innych poetów – Aleksandry Słowik, Cezarego Sikorskiego, Teresy Rudowicz i Darka Foksa.
Ta zbiorowa publikacja, podobnie jak Próby wyjścia, została wydana przez szczecińskie wydawnictwo Zaułek Wydawniczy Pomyłka. To również dzięki temu wydawnictwu Izabela Fietkiewicz-Paszek powraca po niemal dziesięciu latach z kolejnym własnym, oryginalnym tomikiem. Słowa „własny” i „oryginalny” mają w tym przypadku znaczenie wyjątkowe. Albowiem Lipiec na Białorusi to z jednej strony unikatowy przykład zbioru poetyckiego, który przekracza granicę tradycyjnej liryki, tworząc mariaż poezji z reportażem z podróży, a z drugiej – podróż odbywana przez autorkę jest bardzo osobista. Jest to nie tylko podróż przez teren Białorusi, ale również, a może przede wszystkim, podróż do przeszłości, do historii jej rodziny, ale też do historii Białorusi jako kraju.
Rzec by można, że Lipiec na Białorusi to zbiór trzydziestu krótkich wierszy, które dotyczą tytułowej wyprawy autorki. Kolejne utwory związane są z etapami wędrówki od jej początku, aż po kres. Opisywane są miasta, miejsca, kościoły, rzeki. Przywoływane są związane z nimi historie w krótkich strofach. Ale odczytywanie Lipca na Białorusi jedynie jako zbioru widokówek byłoby co najmniej spłyceniem literackiego projektu podejmowanego przez autorkę. Spłyceniem, a może nawet potwarzą wymierzoną w pamięć o ludziach, miejscach i zdarzeniach, często tragicznych, przepełnionych śmiercią i cierpieniem.
Bo właśnie zachowanie pamięci jest tu celem. Jest on realizowany przez podróż i żywe zetknięcie ze światem minionym, a zarazem światem, w którym wzięła swój początek historia rodziny Fietkiewicz-Paszek. Kolejne etapy podróży i towarzyszące im wiersze to w istocie nie tylko próba odtworzenia historycznych faktów, ale przede wszystkim wgląd w rzeczywistość, która ukształtowała los bardzo konkretnej rodziny.
O tym, że to właśnie spotkanie z własną przeszłością, jej odkrycie i zachowanie jest tu kluczowe, najdobitniej świadczą dwa zdjęcia umieszczone w zbiorze stanowiące dlań rodzaj kompozycyjnej klamry. Zdjęć w tomiku jest dużo więcej, przedstawiają miejsca odwiedzane przez autorkę, jednak te, które otwierają i zamykają zbiór są odmienne. Nie dotyczą bowiem podróży w sensie geograficznym, ale w sensie historycznym. Pierwsze z nich przedstawia babcię poetki wraz z jej siostrami w Kamionce w 1925 roku. Fotografii towarzyszy wiersz, jej poetycki opis, w którym postać przedstawiona na zdjęciu określana jest jako „babcia, która jeszcze nie jest babcią”. Całość stanowi medytację nad czasem i światem, który nieuchronnie przeminął, który został zmieciony przez lata wojny, z której nadejścia bohaterka fotografii nie zdawała sobie nawet sprawy. Zawarty tu jest pewien niepokój i uczucie chaosu wypływające ze zwrotu ku przeszłości. Jak pisze poetka:
Babcia, która nie jest jeszcze babcią, nie jest nawet jeszcze matką,
nigdzie się nie wybiera. Chce żyć w Kamionce, zaraz pójdzie do Piotra,
jeśli już go zna.
Nic tu się nie zgadza, jakby ktoś pomieszał porządki, nałożył kilka zdjęć,
scalił wymiary, które się nie spotykają w prawdziwym świecie, a może
wszystko jest na swoim miejscu?
Czy wszystko jest na swoim miejscu? Jaki jest sens zdarzeń, które nastąpiły po wykonaniu tej fotografii i ukształtowały życie jej bohaterki? Podobne pytania Fietkiewicz-Paszek zadaje przez resztę tomiku, swą liryką odwiedzając kolejne białoruskie przestrzenie. Aż do końca, aż do momentu powrotu. Na koniec przywołuje jeszcze jedną rodzinną fotografię. Tym razem przedstawiającą ojca, któremu, jak przyznaje, dedykuje ów tom. Towarzyszący tej fotografii wiersz warto przytoczyć w całości:
Mogli was przesiedlić do Wrocławia, mogli pod Poznań
albo Szczecin. Wszędzie czekały poniemieckie domy,
murowane, lepsze niż ten w Kamionce.
Poza paroma tobołkami przywieźliście swoją rozpacz
i akcent. Nie udało się ich pozbyć. Dla najmłodszych
wasza historia stawała się z czasem legendą,
do której we wszystkim trzeba szukać rymu, była tym,
czym dla mnie opowieść o bocianie wyrzucającym młode
z gniazda, które nazajutrz spłonęło od uderzenia pioruna.
Znaleźć harmonię tam, gdzie urywa się melodia,
zawiesza głos? To udaje się tylko w wyobraźni,
może jeszcze czasem w życiu.
Tym właśnie jest Lipiec na Białorusi – próbą odnalezienia harmonii. W przeszłości, w historii, w życiu. Podróż na Białoruś, „polodowcową, płaską, z pagórkami” (jak zostaje ów kraj określony w wierszu Granica), jest dla poetki po trosze tym, czym dla Mickiewicza była podróż w akermańskie stepy – przestrzenią refleksji i próbą poszukiwania ciszy, spokoju i ładu.
Przywołanie twórcy Sonetów krymskich nie jest tu bezzasadne, jako że wieszcz pojawia się na kartach zbioru Fietkiewicz-Paszek. W jednym z utworów, pod tytułem U Mickiewicza, poetka przywołuje wizytę w Nowogródku, w jego domu, a właściwie replice domu. W wierszu tym odnajdziemy znamienne słowa:
Ale słowa nie płoną, a ja im wierzę.
Wierzę temu miejscu i jego pamięci.
Choćby z dzisiaj ocalały jedynie smutek,
zmęczenie, nagły deszcz.
W istocie wersy z tego utworu można potraktować jako motto całego tomiku. Tym właśnie stają się dla poetki kolejne miejsca, z którymi się styka – przestrzeniami pamięci, a zarazem artefaktami przeszłości, z których odczytuje smutek i cierpienie związanych z nimi ludzi. Cierpienie to wiąże się z przywoływanym niejednokrotnie doświadczeniem wojennym mieszkańców terenów Białorusi, w tym nie tylko Polaków, czy Białorusinów, ale również Żydów. Wiąże się również z kolejnymi dekadami komunistycznego ucisku, które odcisnęły swoje piętno na krajobrazie świata, do którego w 2018 roku udaje się poetka.
Wśród obrazów cierpienia dostrzeganego przez poetkę w owych miejscach pamięci dwa są szczególnie wymowne i warto je przywołać. Pierwszy ze wskazywanych wierszy ponownie związany jest z Nowogródkiem, lecz tym razem nie jako miejscem narodzin Mickiewicza. W krótkim wierszu Fietkiewicz-Paszek przywołuje historię zakonnic ze Zgromadzenia Najświętszej Rodziny z Nazaretu, które dobrowolnie oddały swoje życie za aresztowanych sto dwadzieścia osób.
Sto dwadzieścia cudownych ocaleń.
I choć brak danych w sprawie
ich pierwszych dni w Nowogródku,
możliwe, że wtedy Bóg dostał
sto dwadzieścia nowych szans
na powrót do domu.
Kilka prostych słów przywołujących wcale nie prosty obraz. Zapis myśli rodzącej się w zetknięciu z Nowogródkiem i świadomością wydarzeń, jakie rozegrały się w tym miejscu. Świadomością cierpienia, jakim wojna naznaczyła białoruskie tereny i żyjących tu ludzi. Ludzi, wśród których żyła i rodzina poetki. Poezja Fietkiewicz-Paszek zawarta w tym zbiorze poraża swoją skromnością, wypływającą spośród wersów ciszą. Wydawać by się mogło, jakby autorka z jednej strony starała się zakląć w słowa ogrom cierpienia i ludzkiego doświadczenia, z którym styka się podczas podróży, zaś z drugiej pozostaje świadoma, jak często słowa są bezbronne wobec rzeczywistości, a czasem najbardziej wymowna poezja to ta, która ustępuje milczeniu.
Poetyckie milczenie staje się tu odpowiedzią nie tylko na doświadczenie wojenne, ale również na opresję systemu komunistycznego na Białorusi oraz jego kontynuację, czyli władzę Łukaszenki. Bądźmy dokładni – autorka nie wdaje się w swoim tomiku w polityczne dysputy, co jednak nie sprawia, że w zetknięciu z lipcową Białorusią rezygnuje z komentowania wydarzeń bliższych współczesności. Tak dzieje się w wierszu Niamiha, w którym poetka przywołuje tragiczne w skutkach wydarzenie z 1999 roku – panikę po koncercie rockowym, która skłoniła setki ludzi do schronienia się na pobliskiej stacji metra. Ludzie tratowali się na śliskich od deszczu schodach, w wyniku czego śmierć poniosły 53 osoby. W Niamisze Fietkiewicz-Paszek, przywołując obraz tamtych wydarzeń, jednocześnie zadaje pytania o ludzką tragedię i bezduszność władz.
Cały Lipiec na Białorusi przepełniony jest właśnie takimi utworami – prostymi, oszczędnymi w środkach, ale zarazem przynoszącymi głębokie i nierzadko gorzkie doświadczenie. Wiersze tu zawarte pozornie mogą brzmieć jak drobna proza jedynie poustawiana w wersy i strofy, jednak w istocie w konstytuowanych przez autorkę obrazach zawiera się wiele liryzmu. Poetyckie słowo staje się dla niej kluczem do przeszłości, środkiem służącym uporządkowaniu chaosu historii.
Czy to uporządkowanie jest w ogóle możliwe? Czy szereg doświadczeń pełnych bólu może złożyć się na logiczną całość, przynieść poczucie sensu historii rodziny wysiedlonej z białoruskich terenów, a zarazem nieodmiennie połączonej z bólem, jakiego doświadczył ten kraj? Te pytania wybrzmiewają mocno na kartach Lipca na Białorusi. Poszukiwanie na nie odpowiedzi należy już do czytelnika.
I. Fietkiewicz-Paszek, Lipiec na Białorusi, Szczecin 2020.
Maciej Woźniak, Podróżując w przeszłość. O tomie „Lipiec na Białorusi” Izabeli Fietkiewicz-Paszek, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2020, nr 51