Teresa Radziewicz, Lewa strona – pdf Migotania, przejaśnienia, nr 1(26)/2010
Teresa Radziewicz, Lewa strona, Stowarzyszenie Literackie im. K.K. Baczyńskiego, Łódź, 2009
Debiut, na który czekałam od dawna. Teresa Radziewicz, wielokrotnie nagradzana i publikowana, nie spieszyła się, pozwoliła swojej poezji dojrzeć, okrzepnąć i zaproponowała książkę przemyślaną, w której nie dała szans wierszom słabszym czy przypadkowym.
Tomik otwierają teksty wyciągające na światło wiersza korzenie rodzinne – piękne, poruszające, niezwykle melodyjne i obrazowe, bardzo osobiste, jednak nie będące tylko sentymentalną podróżą czy laurką rodzinną – wciągając narracją, każą się oczywiście pochylić nad losami bohaterów, ale przy tym wnikają głębiej, szukają ukrytych korytarzy między dawnym a dzisiejszym, co już pierwszy utwór zapowiada tytułem: [Rozpoczynam wędrówkę w stronę zamkniętą] i dopełnia kontrapunktem w puencie: Wiem,| są miejsca, które muszę zrozumieć| samodzielnie. Będzie więc podmiot liryczny szukał w sobie naturalnej kontynuacji tego, co przodkowie napoczęli, z czym go zostawili. Będzie kroczył po śladach, odszukiwał i nazywał miejsca wspólne, paralele między losami, by dać perspektywę dla ich oglądu – jako jednej ciągłej opowieści. Wszyscy moi krewni tłoczą się i każdy chce| by opisać jego historię [Drzewo genealogiczne] – poetka angażuje więc swój język i aranżuje przestrzeń wierszy tak, by spisać, co było. Ale ze świadomością, że spisywanie nie będzie proste. Tworząc wiersze pełne konkretów, biograficznych czy nawet topograficznych odniesień, wie: fakty są skromne, reszty trzeba szukać [W drodze dziedziczenia]. I szuka – w sobie. Jak silne jest poczucie ciągłości pokoleniowej, jak silny jest związek z przeszłością i świadomość, że losy i tajemnice przodków przekładają się na nasze życie – pięknie pokazują wiersze takie, jak [Spadek] (gdzie czytamy o dziadku: na każdym zdjęciu ma w oczach| tajemnicę, nie powiedział wszystkiego.|| Ojciec przechował to dla mnie) czy [Pogrobowiec] (w którym tytułowy krewny zlicza w sierpniu gwiazdy, w lutym maluje na szkle| kaczeńce i przy kopcącej łojówce uczy się na pamięć| wierszy.| Jeszcze nie wie, że wszystko| odbije się w dzieciach.)
Lewa strona to zbiorowy portret tych, którzy odeszli, ale przygotowali i ukształtowali sobą miejsce dla potomnych. Zaglądając na lewą stronę dostrzegamy struktury, miejsca szycia, sploty, które zapewniają spójność, a są niewidoczne na pierwszy rzut oka. Warto pójść tym tropem, choćby i po to, by rozgryźć, na języku poczuć|| smak goryczy. Wszystko,| byle tylko nie czuć nieważkości. [Kosmos], po to, by wejść w środek prywatnej mitologii i przez jej pryzmat spojrzeć na własne życie.
Eksplorując rodzinne przestrzenie, poetka powoli przesuwa środek ciężkości w stronę namysłu nad tożsamością, miejscem człowieka i jego relacjami z otoczeniem. Nie pamiętam dnia, w którym matka| podarowała mnie światu, ale umiem| przyglądać się rzeczom pod światło“ [*** (Nie pamiętam dnia)]. Przyglądanie się rzeczom pod światło wydaje się być charakterystycznym dla tej poetyki sposobem przekładu rzeczywistości na wiersz.
Jak wrażliwe jest poetyckie oko i ucho Radziewicz, jak nośne i sugestywne są jej obrazy, świetnie widać w utworze [Ojciec. Matka. Czas dojrzewania winogron] – zmysłowe, synestezyjne opisy nie tylko uautentyczniają wiersz-powrót do dzieciństwa, ale pokazują kunszt autorki, zdolnej do kreacji, które wzruszając przez wywołanie ducha przeszłości nie są zwykłym „odwracaniem się za siebie“. Podobnie [Kapsel], [Podciśnienie], [Eschatologia szaf elektrycznych] czy [Piaskownica] – to wiersze-wyrazy dojrzałości, która uczy akceptować świat płynący jak cumulusy. [Podciśnienie], choć nie zawsze zna jednoznaczną odpowiedź, jak się z nim uporać: Co z każdym szczegółem, sercem| wyciętym na starym jesionie, wyrysowanym na wilgotnej ziemi?[Piaskownica].
Poezja Teresy Radziewicz z uwagą podpatruje człowieka, który jest „umocowany” w swojej historii, naznaczony i zdeterminowany losami przodków i wydarzeniami dzieciństwa, ale także zawieszony w kosmosie, przeznaczony chwili, a w tej chwilowości – bezbronny i bezbrzeżnie samotny. Życie| z tamtej strony wydaje się lepsze. Tutaj marazm|| zastój, rzeczy nieruchome, klatka, której przecież| nikt jednak nie zamknął [Kosmos]. Jednak nie ma w tych wierszach zgody na pesymistyczną nadwyżkę, skoro czytamy taką oto apoteozę człowieczej niepowtarzalności, niezwykłości: Spotykamy się pomiędzy czasami,| w części wspólnej zakresów,| której nikt jeszcze nie zaznaczył. [Skąd te pęknięcia, przez które płyniemy do siebie?]
Dwa fragmenty uparcie odczytują mi się jako poetyckie (czy tylko?) credo autorki: Dni mijają jak przesuwane dagerotypy,| rzutują ślady na miedzianą płytkę. Uczulam|| tworzę światłoczułą warstwę, utrwalam głębię| niezatartych znamion, wywołuję efekt | trzykrotnego zanurzenia w wodzie,|| nacierania oliwa, spotkania| z więcej niż tylko człowiekiem. [W poszukiwaniu zagubionych źródeł] oraz Milkniemy|| i nagle łapię najważniejsze słowo,| a ono mocno kłuje w język. [Dolina Biebrzy] . Czy nie tak właśnie poetka chwyta świat, przyłapuje go swoją wrażliwością i przekłada na słowa?
Lewa stronę kończą wiersze o śmierci. Z tym motywem mierzy się prędzej czy później (na nieszczęście dla poezji zazwyczaj prędzej) niemal każdy poeta. Radziewicz radzi sobie i z tym wyzwaniem świetnie. Jej utwory poruszają, hipnotyzują, omijają pułapki uproszczeń i tanich refleksji, niezależnie od tego, czy są próbą oswojenia śmierci (w kalendarzu dla pamięci zaznaczyć: wyrzucić śmieci, zrobić pranie, umrzeć [Wiersz o zwykłych sprawach], wyrazem zgody na jej nieuchronność (Dobra śmierć| zawsze gromadzi tych, którzy kochają. [Anastazja]) czy próbą poetyckiego przetworzenia bólu, buntu i tęsknoty za umarłym (Gdybyś choć raz we śnie przyszedł,| twarz pokazał. Zapewnił: śmierć wcale nie taka| nieodwracalna i prawdziwa. [Krew okazała się za gęsta]). A czego spodziewać się już „po“? Piękne zakończenie wiersza, piękne zakończenie tomu: „Potem cisza normalna więc całkiem nieznośna”| boli jak źle skrojony materiał| z brakiem po lewej stronie. [Wiersz o zwykłych sprawach]. I tu pytanie: czyżby zamysłem autorki było ostatecznie nakierować tytułem zbioru czytelniczą wrażliwość właśnie na tę lewą stronę? Zataczamy więc koło, po drodze uczestnicząc w poezji pięknej, niezwykłej, mądrej, mówiącej o sprawach ważnych, które z konieczności mogę tu jedynie telegraficznie nakreślić i powierzchownie potraktować. Z czystym sumieniem: warto zajrzeć na Lewą stronę.
/Izabela Fietkiewicz-Paszek
Migotania, przejaśnienia, nr 1(26)/2010