Tabaka, posłowie do Końca srebrnej nitki

Anna Tabaka, Febris calisiensis

Aleksander Braude tę przypadłość nazwał febris calisiensis. Dowodził, że „robaczki”, które atakują mózg i serce, mogą się pojawić wszędzie, niezależnie od miejsca urodzenia i kolei życia pacjenta. To śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową. Jest nieuleczalna, ponieważ nie ma czego leczyć. Zawsze bowiem chodzi o tęsknotę, której siedlisko, analogicznie jak w przypadku duszy, trudno wskazać.

Izabela Fietkiewicz-Paszek napisała dwadzieścia dwa sonety poświęcone ludziom pióra związanym z Kaliszem, dwadzieścia dwa portrety. Nie będę ukrywała. Pierwsza wiadomość, że takie powstały, wcale a wcale mnie nie ucieszyła. Kalisz przez Kalisz, kaliskie, po kalisku i Kaliszem przekładane. Tak pomyślałam. Nie lubię stawiania pomników ani ołtarzy, a murale nie zawsze wychodzą. Zbyt często nasze pasje, zapał i wiara były (a także są i będą) wykorzystywane. Zbyt szybko świat smutnieje i zmienia się bynajmniej nie na lepsze (sprawdźcie w wierszu Adam Asnyk). Zbyt łatwo ulegamy złudzeniom albo popadamy w patos. Zdarza się to również najlepszym.

Zdanie zmieniłam, gdy zaczęłam czytać najnowszy cykl Izabeli Fietkiewicz-Paszek. Zrozumiałam, że Kalisz jest w tych wierszach zarówno miejscem na mapie, jak i metaforą. Domem poetów, literatów, wybrańców pióra i nauki, ale też miastem cierpienia, zgryzoty, zmagań z codziennością. Szeroką metaforą istnienia z pewną dysfunkcją, którą dzisiaj światli lekarze rozpoznają jako nadwrażliwość. Często w komplecie otrzymuje się przenikliwość widzenia (Teodor Tripplin, Adam Chodyński), idealizm (Marek Brymora, Marian Cezary Abramowicz), bezpardonowość (Arkadiusz Pacholski), nieprzystawalność do rzeczywistości (Marek Brymora, Marian Cezary Abramowicz), smutek (Adam Asnyk, Łucja Gliksman), a także trwające całe życie nie-wieczne przeczucie odchodzenia w czasie (Wojciech Wyganowski). Życiorysy różne, ale w wielu fragmentach podobne łączy krajobraz rysowany pospołu przez nostalgię i pewną nadaktywność mózgu, każącą tworzyć. A gdy zatrzymałam się nad słowami:

[…] Jeśli dagerotyp

już wchłonął całe światło – o czym więcej marzyć?

(Marian Cezary Abramowicz)

– zrozumiałam także, że na ten cykl można patrzeć jak na drogę poszukiwania jeszcze jednej spójnej metafory poezji. Przy czym sama poetka trzyma się życia, gdy przygląda się poszczególnym ścieżkom swoich bohaterów i wybiera z nich charakterystyczne motywy czy stacje przystankowe. Nie zatrzymuje się jednak na nich zbyt długo, ale idzie dalej, śledząc pozostawione myśli i słowa. Czyta wnikliwie, wybiera to, co najistotniejsze dla postaci, po czym własne wersy inkrustuje cytatami (wspaniała jest lekkość, z jaką to robi) lub niepostrzeżenie parafrazuje tytuły i zdania (Czy masz piękniejszy widok niż z okna poddasza? Arkadiusz Pacholski). Pomiędzy linijkami stawia pytania o śmierć w mieście średniej wielkości i pośmiertną sławę idealnego bohatera lokalnej pamięci (Marek Brymora), o powroty umarłych (Aleksander Braude), pamięć przedmiotów (Wojciech Wyganowski) i sny w chwili odchodzenia (Maciej Maria Kozłowski). Może najbardziej zaskakująco pyta o miłość, patrząc tam, gdzie biografowie przeskakują wątki (Maria Dąbrowska). Pyta i przywołuje tych,

po których nie zostało nic (Herszel Solnik). Jedynie Konopnicka w tej stawce wydaje się inna – niezależna, osobna, kobieta działająca. Taką siłę na pewno miała Roza Jakubowicz, ale jej czas na ziemi mógł się wypełnić tylko w jeden sposób, bo nie był pisany przez poetów. Dzisiaj też coś niedobrego wraca i mami światłem odbitym w szablach rekonstruktorów historii. Bawimy się, igramy z losem, nie chcemy wiedzieć. Czas inny, czas podobny. Chciałoby się zmącić obraz, uciec, znaleźć zaklęcie.

Sny. Sny dla tego cyklu są bardzo ważne. Zakreślają czasoprzestrzeń, otulają słowa, wyznaczają miejsce spotkania za wodami Lety. Zawieszone pomiędzy literami przeczucie katastrofy, pełzające w nudzie i upale. Wrażenieniejasne, wrażenie niecałe, błysk ślizgający się po przedmiotach, meblach, lustrach, zasłonach (Wojciech Wyganowski). Niby sen, niby jawa, przedziwna sacra conversazione. Adam Chodyński rodzi się wtedy, gdy miasto pogrążone jest w letargu, Janusz Teodor Dybowski pojawia się przypadkiem, na skutek kaprysu światłowodu, Meir Pakentreger powraca na progu dnia (noc dopiero nadleci).Sam obraz ulicteż jawi się niepewny, zamglony, a za chwilę zniknie w płomieniach ognia (Meir Pakentreger, Eligiusz Kor-Walczak).

O tym, że somnambulizm i rytm niespiesznej rozmowy są wpisane w tę lirykę. przekonuje także aneks. Jest to zapis sztuki z 2018 r., złożonej z tekstów Anety Kolańczyk i sonetów Izabeli Fietkiewicz-Paszek, osnutych wokół listów Adama Asnyka. Któż inny, jeśli nie poetki, mogły się pokusić o taki koncept? Któż inny potrafi czulej wskrzeszać myśli umarłych?

A więc febris calisiensis? Tak, i nie tak. Ta choroba bierze się z serca, atakuje mózg, ale nie kończy na Kaliszu. Jestem pewna, że Aleksander Braude by się ze mną zgodził.

Anna Tabaka

6 września 2022