Wers zacytowany w tytule felietonu pochodzi z wiersza 260820 poprawka przed północą i wydaje się idealnym hasłem-skrótem myślowym do wstępu o rozważaniach nad tomem na niby. Ale po kolei.
Urszula Sieńkowska-Cioch od urodzenia mieszka w Augustowie, z wykształcenia i zawodu jest przede wszystkim pedagożką specjalną, od lat pracuje z osobami z niepełnosprawnością intelektualną oraz w spektrum autyzmu. Jej twórcza droga rozpoczęła się kilka lat temu, Sieńkowska-Cioch trzykrotnie była w finale „Połowu” Biura Literackiego, wiele razy została wyróżniona, nagrodzona czy nominowana w konkursach poetyckich, ale i prozatorskich, w tym w konkursach na opowiadania kryminalne. Jest autorką 4 książek, dwuczęściowej pozycji dla dzieci Przygody jeża Szymona i dwóch tomów poetyckich: na niby (2022) i Dwie trzecie wody (2022) (nominacja do nagrody poetyckiej im. Z. Hoffmana KOS na najlepszy tom poetycki roku).
Debiutanckie na niby jest swego rodzaju „układanką” z wierszy-próz poetyckich, opowieścią o wewnętrznym i zewnętrznym świecie, opartą na konkretach i faktach, ale jednocześnie zanurzoną w lirycznej aurze, w czymś niedefiniowalnie magicznym, może w sugestii, że nie możemy być do końca pewni, co jest realne, a co na niby? Przytoczę wiersz tytułowy w całości:
040121 na niby
„to nie jest tak że nic nie ma a nawet jeśli nie ma to zawsze można sobie przecież wszystko wyobrazić i w zasadzie niczym to się nie różni bo czy na koniec ma jakiekolwiek znaczenie fakt czy miałaś dom czy się w dom bawiłaś płaciłaś liśćmi za źdźbła które udawały papierosy gest podnoszenia ich do ust natychmiast zapisywał w ciele starannie wykaligrafowaną ale też odrobinę zblazowaną dorosłość jej smak pamiętam do dziś dnia w którym próbuję pozbierać smugi prawdziwego życia oddzielić zgodne od niezgodnego potem macham ręką chociaż tego nie robię można zobaczyć to z tej czy z tamtej strony”
Rzuca się w oczy architektura tekstu (spoiler: wszystkie w tej książce są tak pisane), Sieńkowska-Cioch rezygnuje ze znaków interpunkcyjnych, z podziału na wersy i na strofy, zdania są bez początku i bez końca, myśli układają się tak, jak „nam się myślą”, jak pracuje nasz umysł: od skojarzenia do skojarzenia. Powstaje łańcuch refleksji, obserwacji z życia i świata wokół. Trudno „wyczuć” pauzę w tekście, tak jak trudno ustalić podział na rozdziały życia, ale i rozdziały naszego myślenia. Wszystko płynie – tak właśnie jak płynie myśl, tak jak płynie czas, chwila rzadko się „wyodrębnia”. Zazwyczaj sprawy „dzieją się” ze wszystkich stron, bodźce się przenikają, wątki przeplatają, emocje narastają i wygasają nieliniowo.
Poświęcam zapisowi tyle uwagi, ponieważ odzwierciedla on wiernie, tak myślę, metodę percepcji codzienności, codzienności, która płynie poza zwartym planem opowieści i zbudowana jest raczej z drobiazgów, z tego, co powtarzalne, zwyczajne i monotonne, z puzzli, które tworzą i uspójniają życie, same wydając się nieistotne – stanowią tak naprawdę prawdziwą istotę.
Ważny jest też zapis tytułów: zaczynają się one ciągiem liczb. To daty, pisane również bez pauz, co podkreśla ciągłość, „nieoddzielalność” dni od siebie. Zakładam, że to są daty powstania tych wierszy.
Poetka płynnie przeprowadza nas z tekstu na tekst przez rozmaite czasy, i te współczesne (odwołania do pandemii, politycznych i społecznych faktów w roku 2020), i te mitycznie czasy dzieciństwa, przez różne miejsca, zdarzenia, losy. Metaforyczne, niekiedy oniryczne wiersze zakotwiczone są zawsze w konkrecie. Książka przypomina nam dzięki temu, że nawet najbanalniejsza czynność, najzwyklejszy konkret – ma wymiar egzystencjalny i metafizyczny, ma swój sens i ma swój ciężar we wszechświecie. Dla mnie to ważna lekcja z tego dzieła: w drobiazgach, zwyczajnościach i powszedniościach dzieje się nasze życie, drobiny zmieniają bieg zdarzeń. Między innymi dlatego tak „gładko” w swoich rozważaniach poetka może przejść od zwyczajności do pogłębionego namysłu nad makro-tematami, nad najważniejszymi obszarami refleksji: nad sensem życia i śmierci. Wszystko się tu łączy.
Janusz Taranienko, mówiąc o wierszach z tomu na niby, i opierając się na pracy Roberta Humphreya pt. Strumień świadomości w powieści współczesnej (1953), zauważa, że „narracja strumienia świadomości stosowana jest po to, by przedstawić zarazem życie zewnętrzne i wewnętrzne (świadomość) bohatera. Podstawową i niezbywalną cechą tej narracji jest prawo swobodnych skojarzeń (…). Przepływ świadomości miesza ze sobą czasy: w „tu i teraz” mieści się jednocześnie przeszłość, teraźniejszość i przyszłość”. I faktycznie, daty w tytułach wierszy sugerują nam, kiedy codzienność „została przyłapana”, a z drugiej strony dalej jest już zawsze coś magicznego, ulotnego, „wrażeniowego”.
Wiersze oprócz tego, że są (a są!) intelektualnym wyzwaniem dla czytelnika, potrafią – tak zwyczajnie – wzruszać. Mnie szczególnie wzruszył np. wiersz opowiadający o starzejących się, odchodzących rodzicach: „ciała wysychają i na koniec zostaje krucha skorupka więc kiedy ich obejmuję w każdej chwili mogą rozbić się i rozsypać po podłodze w całym mieszkaniu (…) utulam oboje naraz a potem zalewam gipsem swoje ramiona jeszcze raz i znów aż uda się to oddać” [021020 dotykiem]
Wielka wartością tej książki są towarzyszące tekstom, mocno z nimi zintegrowane, ilustracje – czarno-białe grafiki autorstwa Agnieszki Urszuli Cioch, córki Urszuli. Czytajmy więc i oglądajmy na niby, dajmy się uwieść tej opowieści, nie pytając co tu jest na niby, przecież „nawet jeśli [czegoś] nie ma to zawsze można sobie przecież wszystko wyobrazić”.
Izabela Fietkiewicz-Paszek
30 września 2024
EleWator, 40 (3-4/2024)