Jakub Flinkier
Dziadek Jakuba, Noe Hiler, prowadził młyn motorowy Gwiazda przy ul. Długosza 7, matka, Irena, była jedną z najbardziej cenionych polonistek w mieście, a ojciec, Mosze Flinker, pracował jako redaktor „Kalischer Leben”. Piękne było życie, opowiada, piękne aż do samej wojny.
Trzy dni przed jej wybuchem uciekli pod Łódź, do Poddębia, ale tam też nie byli bezpieczni, wrócili więc do Kalisza, do mieszkania na drugim piętrze kamienicy przy Rynku Dekerta 6. Było akurat święto Szałasów, powinni śpiewać psalmy, powinni kołysać bukiety na wszystkie strony świata.
W nocy do mieszkania wtargnęli Niemcy, wyciągnęli Jakuba i ojca w samych koszulach nocnych, kazali tańczyć wokół fontanny.
Było zimno. Jakub tańczył i tańczył, wydawało mu się, że trwa to godzinami. Liczył kroki do dziesięciu i od nowa, nie wie, ile dziesiątek przetańczyli. Starał się nie słyszeć ich śmiechu, nie widzieć twarzy. Patrzył na plecy taty, na jasnozielony pasek jego koszuli. Pasek był szerokości dłoni.
Nie zauważył, kiedy to się stało, był skupiony na zielonym pasku, liczył kroki.
Czasem kątem oka widzi wycelowaną broń, czasem w nagłym śmiechu rozpoznaje strzał, czasem upada zamiast ojca.
Izabela Fietkiewicz-Paszek [2013]
Kalisz, ul. Długosza 7, 2014 r. fot. IFP