Taranienko, o Lipcu na Białorusi

Postpamięć: rewizje i re-kreacje

Janusz Taranienko, Gazeta Literacka Migotania, nr 4 (73) 2021

1.

Trzecia książka poetycka Izabeli Fietkiewicz-Paszek, Lipiec na Białorusi, ukazała się w styczniu 2020 roku nakładem wydawnictwa Zaułek Wydawniczy „Pomyłka” w Szczecinie. Jak mi wiadomo, pierwsze spotkanie autorskie odbyło się dopiero półtora roku później, pod koniec lipca 2021 – i to w trybie online – na fejsbukowej stronie Recenzje Agi. Drugi, ostatni jak dotąd kontakt z czytelnikami, również o charakterze zdalnym, miał miejsce za sprawą cyklicznej inicjatywy Dominiki Lewickiej-Klucznik nazwanej Pogotowie Warsztatowe pod koniec września tego roku. Nie trzeba wyjaśniać, że przyczyną braku spotkań „na żywo” jest pandemia, dezorganizująca życie (nie tylko) literackie.

Mimo niedostatku spotkań nie brakuje aktywności recenzenckiej wokół tomu – a nawet aktywność ta zadziwia również i samą autorkę. Pozwolę sobie wymienić znane mi teksty krytyczne i wzmianki (które, nota bene, skrzętnie i skrupulatnie odnotowuje ona na swojej stronie internetowej); tak więc o Lipcu na Białorusi, w mediach papierowych i internetowych, pisali: Bartosz Sadliński w Gazecie Pogranicza, Leszek Żuliński w Gazecie Kulturalnej, Radosław Wiśniewski w Odrze (ten sam tekst na fejsbukowym profilu „Księgozbirów” ), Maciej Woźniak w Nowym Napisie, Piotr W. Lorkowski w Toposie (to samo w jego podcaście Nadmorze), Bartosz Suwiński w eleWatorze, Vladimir Okun w Inostrannej Literaturze, Jolanta Szwarc w Latarni Morskiej, Anna Mochalska w Twórczości, Katarzyna Chmiel w kwartalniku Wyspa, Anna Dominiak w kwartalniku Afront, Beata Golacik na swoim blogu literackim Felietony, Kinga Młynarska na blogu dajprzeczytać – wreszcie Jerzy Szukalski w prywatnej korespondencji do autorki (a ta ostatnia uznała, by treść e-maila umieścić na witrynie). Do opinii o książce doliczmy posłowie pióra Karola Maliszewskiego oraz blurb na ostatniej stronie okładki autorstwa Bogdana Zdanowicza. I jeszcze kilka innych, głównie internetowych działań: Krzysztof Mich pisze inspirowany tomem tryptyk poetycki i, odrębnie, nagrywa klip polecający książkę, sygnowany przez gorzowskie Miejskie Centrum Kultury; Kacper Płusa, reprezentujący kanał telewizji OTVM (Łódź) oraz niezależnie od niego Robert Kuciński na kanale Miejskiej Biblioteki Publicznej im. A. Asnyka w Kaliszu, zapraszają autorkę Lipca do rozmowy na wizji. Dla dopełnienia pandemicznego życia tomu dodać należy, że poszczególne wiersze doczekały się też głośnych odczytań (również do odsłuchania i obejrzenia na stronie autorki) – tak więc wydaje się, że Izabela Fietkiewicz-Paszek nie ma powodów do narzekań na niezauważenie publikacji. Szczególnie, że 95% recenzji i omówień zawiera pozytywne opinie; krótko mówiąc: krytyka literacka oceniła książkę jako ważną i wartościową.

I jeszcze fakty z dwóch równie istotnych kategorii. Po pierwsze: zbiór został przetłumaczony na rosyjski (przez wspominanego już Vladimira Okuna) i prawie wszystkie teksty ukazały się w Inostrannej Literaturze; jest też gotowy przekład na białoruski, czekający z publikacją na lepsze czasy w tym kraju. Po drugie: Lipiec na Białorusi, jako jedna z pięciu książek poetyckich, znalazł się w tegorocznym finale „Nagrody Poetyckiej im. K. I. Gałczyńskiego za najlepszy tom roku – ORFEUSZ”. Laudację na gali konkursu w Praniu, ostatniego dnia lipca tego roku, wygłosił przewodniczący jury, profesor Jarosław Ławski; została ona opublikowana w bieżącym, listopadowym numerze Toposu.

Jak widać: są powody do zadowolenia. I do gratulacji.

2.

Aby przybliżyć tematykę tomu, przyjrzyjmy się tytułom niektórych recenzji. Dwa z nich są na tyle ogólne, że mogłyby zaczynać omówienia krytyczne wielu innych książek: Bartosz Sadliński – Poetycko o sprawach niełatwych, Beata Golacik – Poezja, która nie ułatwia niczego. Zatem mówi się przez to, że Fietkiewicz-Paszek pisze o sprawach trudnych i nie ułatwia ich rozwiązania (zrozumienia, rozstrzygnięcia). Tytuły nie wskazują na konkrety: równie dobrze możemy spodziewać się – na przykład – opowieści o nieudanym związku miłosnym (nieistotne, kogo dotyczącym), albo o wykluczeniu ze społeczności czy wspólnoty (znów nieważne, jakiego rodzaju). W każdym razie: autorzy tych recenzji poprzez tytuły dają do zrozumienia, że tomik Fietkiewicz-Paszek traktuje o tym, że jest „niełatwo”, a ta poezja (o ile tym mianem można określić wszystkie utwory Lipca – ale o tym w dalszej części) „nie ułatwia”. Oczywiście: powyższe spostrzeżenie nie jest zarzutem pod adresem krytyków – nie ma przecież bowiem najmniejszej konieczności, by tytuł dokładnie odzwierciedlał tematykę opisywanej właśnie książki.

Tym niemniej inne tytuły omówień krytycznych dążą do precyzacji problematyki: Karol Maliszewski – W-głąb-czas. Ludzie, miejsca, siedliska; Leszek Żuliński – Było, przepadło; Maciej Woźniak – Podróżując w przeszłość; Piotr W. Lorkowski – Podróż do praźródeł tożsamości; Vladimir Okun – Próba powrotu; Anna Mochalska – Podróż w poszukiwaniu spotkania; Katarzyna Chmiel – Wyprawy w czasie; Bartosz Suwiński – Z prochu w proch. W poczynionym zestawieniu nie zostały wymienione wszystkie recenzje i noty; przede wszystkim z tej racji, że niektórzy interpretatorzy swoich tekstów nie nazwali, poprzestając na określeniu pochodzącym zapewne od redakcji: Lipiec na Białorusi – recenzja. Czytając zatem tytuły można stwierdzić, że książka kaliskiej poetki na pewno mówi o podróży, zapewne w przestrzeni (Okun, sugeruje to również drugi człon tytułu Maliszewskiego, a także i wskazówka w tytule tomu: „na Białorusi”) i, co ważniejsze, o wyprawie „w głąb czasu” (tu przywołania zbędne). Podróży przedsięwziętej tej w tym celu, by „się spotkać” (Mochalska), czy też by „odnaleźć praźródła tożsamości” (Lorkowski). O realnej podróży – a dokładniej: o wycieczce na Białoruś w lipcu 2018 roku, mówi również sama autorka, zarówno w przywoływanych wcześniej rozmowach, jak i podczas internetowych spotkań autorskich.

Nie jest moją intencją, by polemizować z rozmaitymi (hipo-) tezami, stawianymi w wymienionych tekstach krytycznych. Nie ma też powodu, by pójść „na skróty”, aprobatywnie cytując dobrane fragmenty, mówiące o treści wierszy. Gdyż od razu trzeba powiedzieć, że we wszystkich (bez mała) recenzjach tomu jego tematyka została trafnie dostrzeżona i nazwana. Nie jest również moim zamiarem dzielenie dotąd napisanych tekstów na „lepsze” i „gorsze”: wartościowanie jest bowiem materią grząską i wymagającą zdefiniowania kryteriów – czy metodologii – krytyki literackiej, lub przynajmniej określenia tego, jakiej szkoły literaturoznawczej jest się wyznawcą (a zatem – z jakiego metodologicznego punktu widzenia takiej oceny się dokonuje). Tym niemniej problemy, które rozważa autorka w swoim tomie, wypadałoby określić. Posłużę się zatem, by tak rzec, „salomonowym unikiem” – cytując napisany przez Izabelę Fietkiewicz-Paszek opis książki na jej autorskiej stronie internetowej. Przyznać trzeba, że jest to opis syntetyczny, skrótowy i – w zasadzie – najdokładniej ze wszystkich tekstów krytycznych tom przedstawiający. Oto autorskie omówienie:

Lipiec na Białorusi to liryczny zapis podróży w poszukiwaniu śladów współistnienia wielu narodów, w tym polskiego, a także tropów rodzinnych. Wiersze zbioru odnoszą się do historii, tradycji, religii, literatury i kultury dawnych mieszkańców dzisiejszej Białorusi. Książka jest próbą poetyckiej impresji wywiedzionej z autentycznych spotkań z ludźmi, dokumentami, artefaktami i opowieściami, odwołuje się przy tym do wielu miejsc (Grodno, Oszmiany, Mińsk, Nowogródek, Mir, Iwie, Świteź, Stare Wasiliszki), nazwisk (wśród polskich m.in. E. Orzeszkowa, A. Mickiewicz, Cz. Niemen, M. Kolbe) i faktów – od tych najstarszych jak bitwa pod Niemihą w 1067 r. przez II wojnę światową po współczesność. Tłem i tematem wierszy są wątki historyczne, ale i rodzinne – ojciec autorki urodził się w 1938 r. w powiecie oszmiańskim i w 1946 r. wraz z całą rodziną został przesiedlony na ziemie zachodnie, na Białorusi do dziś żyje część rodziny.

Lipiec na Białorusi ma charakter lirycznego reportażu non-fiction, jest materialnym śladem podróży, w którym autorka ujęła także złożoną tożsamość swojej rodziny – jej losy są egzemplifikacją losów wielu Polaków przymusowo wysiedlonych ze swoich małych ojczyzn. Książka jest więc jednocześnie osobistym trenem dla świata, który zniknął bezpowrotnie wskutek II wojny światowej i późniejszej polityki ZSRR, a uniwersalizując jednostkową opowieść pokazuje, jak wielka polityka determinuje życie zwykłych ludzi, jak komplikuje poczucie tożsamości kolejnych pokoleń – zarządzając postpamięcią dzieci i wnuków wysiedlonych.

3.

Można by, nie bez racji, zapytać: w jakim celu pisać kolejny tekst, skoro zostało opublikowanych kilkanaście omówień krytycznych książki w wielu znaczących pismach literackich w kraju? Otóż, pierwszy powód jest – szczególnie w tym miejscu – oczywisty: Izabela Fietkiewicz-Paszek przez kilka lat była w zespole redakcyjnym „Migotań” i nadal w kwartalniku publikuje. To bezdyskusyjna i wystarczająca motywacja: odnotowanie zbioru w zaprzyjaźnionym (a nawet, można chyba powiedzieć, „macierzystym”) piśmie. Ale jest też i tak, że i tom, i jego recenzje, stwarzają asumpt do ogólniejszych refleksji o charakterze teoretycznoliterackim. I jeszcze jedno: aż kusi, by zastanowić się, co takiego szczególnego jest w tym zbiorze, że wszyscy (prawie) krytycy mają o nim tak dobre opinie, a nawet – zdaniem szacownej kapituły „Orfeusza” (profesorowie Anna Legeżyńska i Jarosław Ławski oraz Antoni Libera, Bronisław Maj, Marek Zagańczyk, Wojciech Kass) – Lipiec na Białorusi jest jednym z pięciu najlepszych tomów poetyckich, wydanych w kraju w roku 2020.

4.

Kilkoro spośród recenzentów Lipca posługuje się terminem „reportaż poetycki / liryczny”, zaś sama autorka w cytowanym opisie używa nazwy „liryczny reportaż non-fiction”. Spróbujmy rozszyfrować znaczenie tych określeń.

Przyjęło się uważać, że reportaż, jako gatunek z pogranicza publicystyki i literatury, niezbywalnie zakłada autentyczność: przedstawia rzeczywiste zdarzenia, fakty, sytuacje – to jest takie, które zdarzyły się naprawdę. „Non-fiction”, podkreśla Fietkiewicz-Paszek – zatem niefikcjonalne, niezmyślone. Warunek prawdziwości dotyczy również osób, biorących udział w zdarzeniach. Reportaż winien dokumentować; może przy tym posługiwać się relacjami świadków. Opisu wydarzeń należy dokonywać obiektywnie i rzetelnie. To rozumiemy. Co zaś mogłyby znaczyć w definicji krytyków słowa określające „odmianę gatunkową” reportażu, epitety „liryczny (poetycki)”? Choć intuicyjnie pojmujemy, w czym rzecz, to jednak problem wydaje się głębszy.

Przytoczmy: Radosław Wiśniewski wiersze /…/ to bardziej notatki na gorąco /…/ rodzaj poetyckiego reportażu. /…/ Wiersze /…/ nie cierpią na przerost retoryczności /…/ są zdyscyplinowane i oszczędne. Bartosz Sadliński: Fietkiewicz-Paszek często posługuje się zdaniami krótkimi lub równoważnikami zdań; używa wyliczeń, przerzutni, akcentuje puenty. Beata Golacik: język [tomu] – reporterski, klarowny, surowy. Bez grama ckliwości, romantycznego heroizmu, bez wyszukanej metaforyki czy jakichkolwiek poetyckich bibelotów i dalej: krótki, narracyjny tekst, płynie sobie rozczłonkowany w wersach dla niepoznaki, zastanawiamy się, czy nie jest to materiał na małą prozę. Maciej Woźniak: [autorka] przekracza granicę tradycyjnej liryki, tworząc mariaż poezji z reportażem z podróży i dalej: Wiersze tu zawarte pozornie mogą brzmieć jak drobna proza jedynie poustawiana w wersy i strofy.Wreszcie Anna Dominiak: Jednak mimo silnego sprozaizowania i wyraźnego ciążenia tego zbioru ku reportażowi, nie możemy odmówić mu znamion przekazu lirycznego. Metaforyka jest tu ściszona, dozowana z niezwykłą oszczędnością, ustępuje pierwszeństwa ujęciom, w których dominuje konkret: miejsce, fakt, data. Ale ten liryzm przecież istnieje – wyrafinowany, rozbłyskający nagle i nieoczekiwanie – w puencie, konkluzji, przemilczeniu. Dużym uproszczeniem byłoby stwierdzenie, że autorka skupia się tu na czystej faktografii, bo przecież rejestruje także własne odczucia, okoliczności towarzyszące tym zetknięciom (wzruszenie, zdziwienie, zmęczenie, nagły deszcz, który zaskoczył turystów /…/). Jednak stanowi to wyraźnie drugi plan refleksji.

Bez względu na to, że przytoczone tu spostrzeżenia dotyczą zbioru ujmowanego jako całość, a zatem pomija się to, że w poszczególnych wierszach proporcje „reportażowości” do „liryczności” (na poziomie intuicyjnego pojmowania) w różnych tekstach bywają rozmaite, rozumiem, że w cytowanych fragmentach „reportażowość” oznaczałaby dokumentalność, tj. referencyjność tekstu – prawdziwościowe odniesienie tekstu do rzeczywistości pozaliterackiej (konkret: miejsce, fakt, data). Zaś „sprozaizowanie” pojmowane jest – zapewne – jako oszczędność języka, jego klarowność, surowość, brak wyszukanej metaforyki (ściszona), brak poetyckich bibelotów. Pozostaje najtrudniejsze: pytanie, na czym polega liryzm (więc „poetyckość”) tomu Izabeli Fietkiewicz-Paszek. Maciej Woźniak, a szczególnie Anna Dominiak zadają sobie trud, by dowieść, że utwory kaliskiej poetki przynależą do rodzaju literackiego nazwanego liryką. Woźniak poprzestaje na konstatacji (zapewnieniu?), że w istocie [podkr. moje – J.T.] w konstytuowanych przez autorkę obrazach zawiera się wiele liryzmu (tj. „liryczności” w opozycji np. do „epickości” lub do „literatury faktu”). Dominiak przygląda się zagadnieniu bardziej szczegółowo: liryzm jest wyrafinowany; pojawia się nieoczekiwanie w puencie, konkluzji, przemilczeniu. Oraz – można się domyślać, że o to idzie – liryzm zasadza się na rejestracji własnych odczuć. Wydaje się, że kryteria, którymi posługuje się Anna Dominiak, należą do dwóch odmiennych porządków: pierwszy – „nieoczekiwana puenta”, „przemilczenie” – to porządek konstrukcji tekstu, jego szczególnego uporządkowania, „organizacji naddanej”, która – jak uważają badacze strukturalni – stanowi o jego estetyczności, czy literackości (w sensie: „bycia” lub „nie-bycia” dziełem sztuki / literatury), bez względu na genologiczną kwalifikację tekstu. „Nadmiarowość organizacji” nie jest więc wyznacznikiem wyłącznie „poetyckości / liryczności”, ale szerzej – jego literackości, a zatem, równie dobrze, i „epickości”. Ta cecha mogłaby (ale nie musiałaby) odróżniać tekst literacki od tekstu dokumentalnego (publicystycznego). Dopiero dalsza część wypowiedzi recenzentki, dotycząca „rejestracji odczuć”, mogłaby stanowić o tym, że mamy do czynienia z liryką – ta ostatnia bowiem (znów według szkoły strukturalnej) jest zogniskowana na „ja”, jest „monocentryczna” semantycznie (w przeciwieństwie do epiki, uruchamiającej co najmniej dwa plany znaczeniowe: narracji w nadrzędnym poziomie struktury dzieła oraz fabuły w obrębie świata przedstawionego. Chociaż również i w epice uczucia i odczucia bywają rejestrowane i przedstawiane – choćby w monologach bohaterów czy też w partiach dialogowych). Ponadto, Anna Dominiak pisze dokładnie tak: autorka [podkr. moje – J.T.] /…/ rejestruje także własne odczucia. Ale to ostatnie zdanie, chociaż w zamiarze miałoby świadczyć o liryczności Lipca, zdecydowanie uruchamia inną – i to nadrzędną – płaszczyznę teoretyczną: niechybnie wprowadza w problematykę tzw. instancji nadawczych dzieła literackiego, w zagadnienia podmiotu.

5.

Zagadnienia nadawcy dzieła literackiego nie cechują się łatwością i oczywistością rozstrzygnięć, a szczególnie komplikują się wówczas, gdy ma się do czynienia z tekstem jawnie autobiograficznym i / lub jawnie prywatnym – jak jest w przypadku tomu Izabeli Fietkiewicz-Paszek. Niczym bumerang powraca tu problem, czy utożsamiać autorkę z tą osobą, która w wierszu / w wierszach mówi. Opozycja liczby gramatycznej nie została tu przeze mnie użyta przypadkowo – nie istnieje bowiem taka kategoria nadawcza jak „podmiot liryczny zbioru wierszy”; podmiot liryczny przynależy zawsze do jednego i tylko do jednego wiersza. Faktem jest, na co stale dostarcza dowodów praktyka recenzencka, że gdy mamy do czynienia ze zbiorem wierszy, to chciałoby się – dla celów krytycznego opisu – zbudować uogólniającą podmiotową całość: jakby „podmiot całości tomu”. (Podobnie jest, gdy opisujemy większe wyodrębnialne całostki, jak np. wiele dzieł tego samego autora – istnieje wtedy tendencja do operowania konstruktem nazywanym przez profesor Małgorzatę Czermińską „podmiotem dzieł wszystkich” autora). [Małgorzata CzermińskaHipoteza autorstwa (o podmiocie dzieł wszystkich jednego autora) w: Ja, autor. O sytuacji podmiotu w polskiej literaturze współczesnej, red. D. Śnieżko, Warszawa 1996] I chociaż teoretycznie istnieje zgoda co do tego, że nie można dokonywać utożsamienia osoby realnej z podmiotem wewnątrztekstowym, to najczęstszą praktyką krytyczną jest poszukiwanie argumentów takie utożsamienie usprawiedliwiających; np. Bartosz Sadliński pisze: Próby utożsamiania twórcy z podmiotem lirycznym są – w sferze odbioru współczesnej poezji – niewskazane i dla recenzenta stanowią zwykle prostą drogę do bycia uznanym za laika. Jednak Izabela Fietkiewicz-Paszek więcej niż sugeruje, że jej utwory można czytać w biograficznym kluczu – umieszcza rodzinne zdjęcia, pisze o poszukiwaniu korzeni na tytułowej Białorusi („polodowcowej, płaskiej, z pagórkami”); w przedostatnim utworze (Powrót) okazuje się, że podmiot liryczny nosi nazwisko autorki /…/). Albo też, co często daje się obserwować szczególnie w praktyce szkolnego nauczania, ale i w tym zestawie tekstów omawiających książkę również występuje – dokonuje się prostego podstawienia: zamiast „autor” używany jest wymiennie termin „podmiot liryczny” (jak Kinga Młynarska na swoim blogu). Jak wspomniałem, relacje autor – podmiot literacki nie należą do oczywistych i zapewne wyróżnianie (i odróżnianie!) choćby tych dwóch skrajnych instancji nadawczych należy do spraw z gatunku „nie lubię, nie rozumiem, ale muszę się stosować, bo tak mówią znawcy”. (Mam tu na myśli wyłącznie „biegunowe” instancje kategorii podmiotu – bo przecież badacze, jak profesor Janusz Sławiński [O kategorii podmiotu lirycznego [w tegoż:] Dzieło. Język. Tradycja, Warszawa 1974], wyodrębniają również pośredni człon nadawczy, o statusie wyłącznie funkcjonalnym: idzie o „podmiot czynności twórczych”). Nie miejsce tu, by te teoretyczne relacje dalej roztrząsać; potraktujmy powyższe uwagi wyłącznie jako sygnał ważnego teoretycznego problemu. Zaś w tym celu, by sygnał ten był bardziej słyszalny, proponuję eksperyment: proszę przeczytać tylko jeden, pojedynczy wiersz ze zbioru – np. Granica, Pierwsza noc w Grodnie, Zaniemnie, Niemen (wymieniam w kolejności wierszy w książce) – czy wiele innych, niewymienionych. Ale proszę przeczytać ten tekst abstrahując od wiedzy o tym, że składa się on na cykl i na tom; zawieszając również wiedzę o tym, że został napisany podczas (czy jako refleks) rzeczywistej podróży. I w trakcie lektury proszę zadać sobie pytanie: co i ile wiem o podmiocie lirycznym tego wiersza? Jak się ten podmiot objawia, jak narasta moja (czytelnicza) wiedza o nim? Kim jest? Na ile daje się określić jego płeć?

I jeszcze dwa cytaty – po to, by dany przeze mnie sygnał jeszcze głośniej rozbrzmiał. Roland Barthes, w czasie, gdy był zwolennikiem strukturalnego myślenia o literaturze, w artykule z roku 1966 (polskie tłumaczenie 1968) o tytule Wstęp do analizy strukturalnej opowiadań, napisał: /…/ ten, kto mówi (w opowiadaniu), nie jest tym, kto pisze (w życiu), a ten, kto pisze, nie jest tym, kto jest. [podkr. autora]. I drugi cytat, tym razem autorstwa świadomego swego warsztatu pisarza, nie zaś badacza literatury. Będzie więc o narratorze (jak u Barthesa), a nie o podmiocie lirycznym; w każdym razie o podmiocie literackim, wewnątrztekstowym. W swojej nagrodzonej „Nike” książce Pod Mocnym Aniołem (2000) Jerzy Pilch napisał: Autor to nie jest narrator i narrator to nie jest autor – tak uczą na najwyższych szczeblach polonistycznych wtajemniczeń i mają rację. Jeśli ja konstruuję postać i jeśli nawet jest to postać wzorowana na mnie samym, jeśli nawet tak jak ja pije i jeśli nawet ma na imię Juruś, to i tak ta postać nie jest mną, na Boga!

Wątpliwości co do przynależności rodzajowej niemałej ilości utworów Izabeli Fietkiewicz-Paszek z Lipca na Białorusi niech mi będzie wolno zakończyć cytatem z recenzji Radosława Wiśniewskiego: Czy jednak ma to być wiersz, czy może już rodzi się forma nieco szersza, niezdefiniowana jeszcze? Na koniec tej części dodam: samej autorce, zdecydowanie świadomej własnego warsztatu pisarskiego – czego dobitnym przykładem niech będą choćby jej sonety-ekfrazy z Prób wyjścia (2011) – jest zupełnie wszystko jedno, do jakiego rodzaju czy gatunku literackiego zakwalifikować utwory z książki. Wyraziła takie stanowisko w prywatnej korespondencji.

6.

O ile nie ma wątpliwości, że przyjęcie immanentnych założeń dociekań literackich –przede wszystkim strukturalnych czy z tego nurtu wyrosłych – umożliwia analizę tekstu (i zapewne również jego wartościowanie, zasadzające się na sposobie uporządkowania elementów struktury i relacjach między nimi), o tyle uwzględnienie kontekstów zewnętrznych na pewno ułatwia jego zrozumienie. Szczególnie, gdy pozaliterackie konteksty przejawiają się wprost, jak eksplicytnie podana autobiografia, która, na dodatek, pozwala odtworzyć przestrzenną lokalizację zdarzeń biograficznych – jak pisze profesor Czermińska w artykule Miejsca autobiograficzne: propozycja w ramach geopoetyki. Wydaje się, że tom Izabeli Fietkiewicz-Paszek stanowi doskonały materiał interpretacyjny właśnie dla geopoetyki, rozwijającej się w światowych i polskich badaniach literaturoznawczych za sprawą „zwrotu przestrzennego / topograficznego”. Ale nie tylko geopoetyka, bo również i od niedawna obecne się we współczesnej humanistyce studia memorialne mogłyby z powodzeniem uczynić Lipiec na Białorusi przedmiotem swoich dociekań; mam tu na myśli rozważania związane z kategorią postpamięci. Zasygnalizował ją w swojej rozmowie telewizyjnej z autorką Kacper Płusa – a wcześniej kategorię postpamięci przywołała sama autorka w cytowanym na początku tego eseju opisie książki.

Najpierw kilka zdań z różnych recenzji tomu o tym, co w nim w oczywisty sposób „nie-literackie” i co budzi kontrowersje – więc o objaśnieniach (przypisach?), a jest ich 12 na 30 tekstów, oraz o fotografiach. Beata Golacik: z trudem zapamiętuję daty, nazwy, imiona. Rozpraszają mnie przypisy, których w tomiku niemało, kilkukrotnie muszę wracać do zdań już czytanych. Jerzy Szukalski: Autorka przychodzi z pomocą czytelnikowi i w przypisach umieszcza encyklopedyczne wyjaśnienie omawianych przez siebie miejsc i wydarzeń, które powyżej stanowią kanwę jej poetyckich znaków zatrzymania. Bartosz Sadliński: Pod wierszami znajdują się liczne przypisy (takie nietypowe, bo bez numerków) – to sprawia, że książka jest nie tylko refleksyjna, ale i reportażowa, erudycyjna. Radosław Wiśniewski: To co mi przeszkadza w lekturze to przypisy. Wolałbym, żeby ich nie było, żeby jednak wystawić czytelnika na dodatkowy wysiłek grzebania w znaczeniach, nazwiskach, miejscach. To wskazuje też na to, że gest wiersza nie jest gestem pewnym do końca, jest w nim zawahanie. Anna Dominiak: Fraza Fietkiewicz-Paszek mocno obciążona jest konkretem, dlatego lektura tekstów nie pozwala na najmniejsze rozkojarzenie, choć każdy wymagający objaśnienia wiersz opatrzony został przypisem, który ułatwia czytelnikowi tę odbywaną na kilku planach podróż. O przypisy – ich potrzebę czy zbędność – autorka była również pytana podczas rozmów.

Wypowiedzi krytyków o zdjęciach pozwolę sobie już nie cytować – prawie każdy z recenzentów odnotowuje ich obecność, przy czym niektórzy wyraźnie oddzielają fotografie rodzinne, klamrujące tom (początkowe i końcowe) od tych, które autorka wykonała podczas wycieczki i zamieściła w książce. Również zostało zauważone, że zdjęcia rodzinne posłużyły do napisania ekfraz, natomiast pozostałe pełnią rolę ilustracji do wierszy: podobnie jak i objaśnienia dopełniają one wiedzę o temacie wiersza, pokazują współczesny obraz opisywanego „miejsca – palimpsestu”. Bowiem historię Białorusi czyta poetka jako opowieść pisaną na ruinach innych opowieści – pisze wielokrotnie już przywoływana Anna Dominiak; zdarzenia według niej, w utworach nawarstwiają się palimpsestowo. Fietkiewicz-Paszek jakby ściągała kolejne powłoki z palimpsestu, zauważa także Katarzyna Chmiel.

O książce twórczyni kategorii postpamięci, Marianne Hirsch, napisanej razem z Leo Spitzerem, zatytułowanej Ghosts of Home, tak pisze profesor Aleksandra Ubertowska: „Ghosts of Home” jest zbiorem heterogenicznym, łączącym różne tradycje gatunkowe i dyscyplinarne (itinerarium, sagę rodzinną, autobiografię, historiografię, reportaż, dzieło metanaukowe, tekstualność z wizualnością). Warto dodać, że Ghost of Home jest owocem aż czterech wypraw M. Hirsch do Czernowitz (obecnie Ukraina), rodzinnego miasta rodziców, z którego wyjechali oni w połowie lat 40. Nie będę rozbudowywał referowania tez gdańskiej badaczki holocaustu z przywoływanego tu jej artykułu pt.: Praktykowanie postpamięci. Marianne Hirsch i fotograficzne widma z Czernowitz; fragment przytaczam w tym celu, by – choć to zgoła inna materia literacka – w ramach kolejnego eksperymentu dokonać na nim drobnej transformacji: tytuł Ghost of Home zastąpić tytułem Lipiec na Białorusi i sprawdzić, czy dalej może wszystko jest na swoim miejscu (tym razem posługując się cytatem Fietkiewicz-Paszek). Esej Ubertowskiej na tyle „pasuje” do książki Fietkiewicz-Paszek, że chciałoby się niejednokrotnie jeszcze go przywołać: już powyższy fragment wyjaśnia i zapis podróży (itinerarium), i motywy rodzinne i autobiograficzne, także technikę reportażową, palimpsestowe nakładanie się historii miejsc, nacisk na ładunek poznawczy tekstu (dodatkowe objaśnienia-przypisy), i fotograficzne dodatki ilustracyjne. Dalej, w artykule o książce Hirsch i Spitzera znajdziemy na przykład takie spostrzeżenie: Autentyczna przestrzeń pamięci wyzwala niekontrolowane emocje (wzruszenie, płacz, zadumę), wprowadza również elementy rewizji, korekty wobec utrwalonych w pamięci obrazów. Ten cytat daje więcej światła na temat „liryczności” wierszy-niewierszy kaliskiej autorki, ale również – co wydaje mi się ważniejsze – wprowadzanie elementów rewizji, korekty odpowiada na kluczowe, niepostawione przez nią pytanie: dlaczego jej ojciec, po swojej pierwszej wyprawie do rodzinnej miejscowości potem przez tydzień // milczał (W drodze do Mińska)? I dodajmy – nie chciał ponownie wybrać się w podróż z córką, autorką tomu, w lipcu 2018 roku. A czymże innym jest podjęcie podróży na Białoruś Izabeli Fietkiewicz-Paszek jak nie – by raz jeszcze przywołać tytuł artykułu profesor Ubertowskiej – praktykowaniem postpamięci?

7.

Lipiec na Białorusi zamknięty jest podwójną klamrą: pierwszą, „zewnętrzną”, stanowią wiersze-ekfrazy opisujące rodzinne fotografie, tj. wiersz pierwszy i ostatni; są one wyodrębnione w osobnych, jednowierszowych, obdarzonych tytułami częściach, nazwanych odpowiednio: Kamionka, rok 1925 oraz Stare Siedlisko, rok 1952. Te wiersze (tu nie ma wątpliwości co do ich genologicznej przynależności) mogły powstać wszędzie i kiedykolwiek – wyprawa autorki na Białoruś nie musiała być jakimkolwiek impulsem ich napisania. Druga, „wewnętrzna” klamra, to wiersz inicjujący (Początek drogi) i zamykający (Powrót) główną, „podróżną” część tomu; część nazwana została osobnym tytułem: Lipiec na Białorusi, rok 2018. Ekfrazy komponują tom, zaś wiersze z wewnętrznej klamry tłumaczą początek tej części jako potrzebę rewizji i korekty postpamięci oraz wyjaśniają koniec – jako pogodzenie się ze skorygowanym, w stosunku do legendy, jej obrazem. Charakterystyczne, że ostatni wiersz tej części, Powrót, zapowiada również ponowną wyprawę – co nie dziwi, gdy przypomnimy, że Hirsch odwiedzała Czernowitz aż czterokrotnie. Do problematyki prób re-konstrukcji obrazów z postpamięci należą również dwa znamienne wiersze, w których występuje kuzyn poetki, Witalij: Nocny Mińsk z Witalikiem oraz Pożegnanie z Witalikiem.

Większość tekstów ze środkowej części pierwotnie była notatkami do fotografii, które robiła autorka podczas podróży. Zapiski te nie powstawały „z zamiarem bycia wierszami” ale po to, by w przyszłości nie zapomnieć, czego zdjęcia dotyczą – jak wyjawiła Fietkiewicz-Paszek w jednej z rozmów. Stąd heterogeniczność tych tekstów, ich erudycyjny charakter, sprozaizowanie, „reportażowość”, przypisy i ilustracje. Raczej, w przeciwieństwie do wierszy wskazanych w poprzednim fragmencie bieżącego paragrafu, nie przyczyniają się one do kreacji miejsca autobiograficznego (Czermińska) – trudno sobie bowiem wyobrazić, by mieszkający we wsi Kamionka w rejonie oszmiańskim kilkuletni wówczas chłopiec, ojciec poetki, na dodatek podczas II wojny światowej, bywał w Grodnie czy Mińsku i zachował o tym pamięć, którą następnie przekazał. Jeśli mówić o rodzinnej legendzie (Dla najmłodszych / wasza historia stawała się z czasem legendą – *** mogli was przesiedlić…) – to pamięć Białorusi przekazywana była raczej przez pokolenie dziadków (i, być może, ich rodzeństwa), genealogicznie stanowiących wspólne korzenie zarówno autorki, jak i Witalika (Łączy nas krew, Witaliku – Pożegnanie z Witalikiem). Autorka – jak sama o sobie mówi w rozmowie z Robertem Kucińskim – jest „zwierzęciem kulturowym”; „te wątki kulturowe, literackie, historyczne, mniej i bardziej dramatyczne musiały się tam przewinąć” – dodaje. Stąd, w tej części tomu, dokonuje się przede wszystkim „podróż w głąb czasu”, odkrywanie warstwa po warstwie miejsc-palimpsestów. Z tym, że te miejsca – łącznie z niezwykle dramatycznym Trościeńcem, dokąd przyprowadza autorkę kuzyn, Witalik – nie są już terytoriami (auto)biografii i nie zmienia tego nawet obecność Witalika: zewnętrzne zdarzenia historii i ich opisywanie, metodą odszyfrowywania palimpsestu, biorą górę nad praktykowaniem postpamięci.

8.

W jednym z początkowych paragrafów tego eseju zadałem pytanie o to, co takiego ważnego i wartościowego jest w Lipcu na Białorusi, powodującego, że tom ten został nominowany do nagrody „Orfeusza”. Profesor Ławski, głoszący laudację książki podczas gali konkursu w Praniu, prócz podkreślenia przemyślanej konstrukcji tomu, surowości języka (odpoetyzowania? sprozaizowania?) i konkretu opisu (reportażowości?), nie pomijając potrzeby autorki, by zweryfikować postpamięciowe rodzinne obrazy, zwraca uwagę na realistyczny (by nie powiedzieć „polityczny”) aspekt książki; przytoczmy: Dzięki temu, tej surowości poetyckiego dziennika, i nieomylnej intuicji poetyckiej udaje się uchwycić coś z ciemnego geniuszu (locus horridus?) tej ziemi pochodów ludów i nacji, jaką od wieków jest Białoruś. Pokazać ją jako wielką inscenizację: państwa, nowoczesności, osobnej historii, a przede wszystkim inscenizację wolności i tożsamości. Wszystko tu jest pozorem, migawką, przekazem monumentalnie zwielokrotnionym, który budzi podejrzenie: hołd ofiarom Holocaustu, muzeum Mickiewicza, sterylność i oświetlenie Mińska: wszystko podejrzane, wszystkiego za dużo. Coś próbuje się tu ukryć, coś nadpobudliwie przekazać.

Dopowiedzmy jeszcze i to, że z utworami Izabeli Fietkiewicz-Paszek łatwo się utożsamiać: wielu z nas ma przodków urodzonych poza obecnym, pojałtańskim kształtem Polski. Wśród nich są i tacy, zapewne szczególnie w starszym pokoleniu, którzy skwapliwie przeszukują rodzinne archiwa i albumy ze zdjęciami – o ile zostały one zachowane. By kontynuować wojnę na pamięć (Powrót); dokładniej: by bronić zachowania pamięci przeciw zazwyczaj dyktowanemu polityką jej wymazywaniu i zawłaszczaniu. Zarówno w wymiarze jednostkowym czy szerzej: rodzinnym – jak wreszcie zbiorowym. Bowiem zdaje się, że na tym zasadza się wartość literatury i jej żywotność: jest czytana wtedy i tak długo, gdy i dopóki mówi czytelnikowi o jego świecie. A przecież obecny, teraźniejszy świat, nie pojawił się znikąd.

Janusz Taranienko, Gazeta Literacka Migotania, nr 4 (73) 2021