Lorkowski o Lipcu na Białorusi

Podróż do praźródeł tożsamości

1.

Białoruś od dawna miała znaczącą, chociaż niesłusznie już zapomnianą, reprezentację poetycką – zbiór Piotra Cielesza Ikony rodzinne (1984). Dla Izabeli Fietkiewicz-Paszek, w Lipcu na Białorusi dwie pamiątkowe fotografie ujmujące kompozycję tomu niczym klamra, są również ikonami. Fotografia pierwsza. Rok 1925. Wieś Kamionka w powiecie grodzieńskim. Wśród starszych, poważnych, elegancko ubranych sióstr, stoi jasna, niemal dziewczęca, babka poetki. Żadna z przedstawionych na tym zdjęciu postaci nie przeczuwa, jak gwałtownie rozejdą się ludzkie losy bez szans na ponowne spotkanie. Bo historia niebaczna na ich oczekiwania i zamiary, przekieruje je do zupełnie innych czasoprzestrzeni.
Fotografia druga. Minęło z górą ćwierć wieku. Rok 1952. Stare Siedlisko na Warmii. Rodzina pojawia się w innym wyraźnie składzie. Podpis pod fotografią zaczyna się zdaniem: „Książkę dedykuję mojemu Tacie” z wyjaśnieniem, że stoi „trzeci od lewej”. Teraz początkowa czytelnicza hipoteza zyskuje potwierdzenie, że podróż zrelacjonowaną w cyklu wierszy, autorka przedsięwzięła z potrzeby dopełnienia tego, co składa się na jej tożsamość, z potrzeby zweryfikowania mitu genealogicznego przynależnego do osobistej prehistorii (przed-biografii?). Stąd jej białoruska wyprawa z lata 2018 momentami jawi się bardziej jako poznawcza ekspedycja niż jako sentymentalna pielgrzymka do kraju przodków. Itinerariusz ten konkretem stoi. Konkretem spostrzeżenia, konkretem wiedzy, zaczerpniętej od krajowców – także od krewnego imieniem Witalik, zauważalnej w przypisach, w objaśnieniach do kilkunastu tekstów. Poetka nie ogranicza bowiem poznawania do samej tylko percepcji. Prędko łączy swoje wrażenia (pracę zmysłów najcelniej opisuje wiersz Nocny Mińsk z Witalikiem) z ich kulturowo-historycznym kontekstem, co pomaga jej docierać do prawdy o zwiedzanych miejscach.

2.

Białoruskość i kresowość nie są jednakże w tych wierszach synonimami. Bowiem niegdysiejsze wielonarodowe, polskie, ruskie, litewskie, żydowskie, tatarskie wreszcie, Kresy zostały zapisane symbolami sowieckiego i postsowieckiego rozdziału ich dziejów, zauważalnymi na przykład w nazewnictwie (por. Zaniemnie). Lecz każdy przybysz, co „ucho natęża ciekawie” (wieszcz z Nowogródka rodem też się na tych stronicach pojawi; jakże mogłoby go zabraknąć?), posłyszy jednak, że „Każdy tu inaczej chwali Boga, przeklina/ przemilcza, szuka swojej opowieści.” (Noc w Grodnie). Nadrzędną rolę odgrywa tutaj autorska opowieść o podróży, gdzie istotną rolę odgrywa nazewnictwo geograficzne, topograficzne. Niemniej na podłożu narracji lokalnych niezmiennie wyrastają legendy dosyć świeżej daty. Wszak kontrapunktem pięknego, jednego z najciekawszych w całym zbiorze wiersza Świteź, pozostają dwa inne związane, rzecz znamienna. ze świątyniami: historia zagłady Fary Witoldowej i ocalenia nawiedzanego przez ojcowski płacz, a może przez śmiech dzieci, kościoła św. św. Heleny i Szymona. Zresztą czytając wiersz Cerkiew Kołoska, miałem wrażenie, że sowietyzm, wrogi wszelkiej religii nie spustoszył bez reszty miejscowej duchowości, gdyż tkwiła ona korzeniami jeszcze w epoce przedchrześcijańskiej. Jej przejaw trwa w świadectwach silnej więzi z ze zmarłymi, z poległymi całkiem niedawno, podczas wojny sowiecko-afgańskiej (Wyspa Odwagi i Łez). Zaś polegli przed ponad tysiącleciem, w bitwie nad Niemigą (1067) przypominają się za pośrednictwem ujarzmionej, zdawałoby się definitywnie, rzeki, od której wziął swój tytuł opowiadający o tragicznym wypadku w mińskim metrze, wiersz Niamiha.
Można teraz już chyba postawić pytanie: czym staje się historia tej części świata, gdzie „Ziemia, naruszana/ to bombą, to dekretem, gotowa na nowe bryły, udoskonaloną/ apokalipsę, rozstępuje się.” (W południe na placu Niepodległości w Mińsku). Tutejsze dzieje toczą się od katastrofy do katastrofy. Niektóre z tych kataklizmów przybierają rozmiary monstrualne jak hitlerowska okupacja, z okrucieństwem miejsc kaźni. Ich grozę trudno pomieścić w jednym określonym pojęciu, gdyż w każdym języku inna jest pamięć zbrodni i inne/ zapominanie.” (Noc w Trościeńcu). Doświadczenie zła, przybrawszy kształt językowy, okazuje się radykalnie nieprzetłumaczalne. Ale może znaleźć swe odbicie ukształtowane od początku w innym języku, odbicie przekonujące, przejmujące, czego dowodzą wiersze skoncentrowane tematycznie wokoło trościenieckiego obozu zagłady.
Najbliższa obiegowym wyobrażeniom o Kresach wydaje się tu Grodzieńszczyzna – ojczyzna postaci dla polskiej kultury charakterystycznych: twórcy Ballad i romansów (U Mickiewicza), czy Elizy Orzeszkowej (Śmierć pisarki). Wszakże chyba najciekawiej ze wszystkich tych kresowych przywołań prezentuje się wspomnienie Czesława Niemena, podsumowane świetnym dwuwierszem: „Wszędzie jest centrum świata, możliwy wybuch supernowej/ wizji, wszędzie mogę płonąć stodoły” (Stare Wasiliszki). Warto także docenić jedyne chyba w polskiej poezji epitafium dla zamordowanych latem 1943 nowogródzkich nazaretanek (Stella i Towarzyszki).
Zanim domknie się kompozycyjna klamra tomu, Izabela Fietkiewicz-Paszek zapowiada: „Kiedyś tu wrócę, poszukam źródła/melancholii może w nazwach ulic,/ których żaden GPS nie wykrywa,/ może w nieistniejących kronikach wojny/ na pamięć, która dzieje się od zawsze,/ dzieje się wszędzie, dzieje się nawet/ w wygłosie mojego nazwiska.” (Powrót). Ścieżkę przetarła. Cel najwyraźniej osiągnęła. Jej wewnętrzny system orientacyjny „odszukał sygnał”, sygnał tożsamościowy. Poetyckie myślenie oddało jej przy tym nieocenione usługi. | Piotr W. Lorkowski

Izabela Fietkiewicz-Paszek: Lipiec na Białorusi,Zaułek Wydawniczy Pomyłka, Szczecin 2020.

recenzja książki w Dwumiesięczniku Topos 2(171) / 2020