Czuku, o Końcu srebrnej nitki

Marek Czuku

Kalisz umarłych poetów

Izabela Fietkiewicz-Paszek, Koniec srebrnej nitki, Zaułek Wydawniczy Pomyłka, Tanowo 2022.

Na czwarty zbiór wierszy kaliskiej poetki Izabeli Fietkiewicz-Paszek pt. Koniec srebrnej nitki składa się łącznie trzydzieści misternych sonetów ułożonych w dwa cykle: 22 to portrety nieżyjących już poetów i pisarzy związanych w różny sposób z Kaliszem, a pozostałe osiem to fikcyjne listy poetyckie do i od Adama Asnyka, które stały się częścią spektaklu według scenariusza Anety Kolańczyk pt. Najtrudniej podobno pisać o samym sobie. Adam Asnyk do Franciszka Kvapila.

Większość bohaterów sonetów to twórcy mniej znani, o randze co najwyżej lokalnej, są jednak wśród nich autorzy wybitni, obecni w podręcznikach historii literatury: Maria Konopnicka, Maria Dąbrowska i Adam Asnyk. Ciekawy jest przekrój pokoleniowy prezentowanych literatów. Najstarszy (Teodor Tripplin) urodził się w 1812 r., a najmłodszy (Arkadiusz Pacholski) w 1964 r. Siedem osób przyszło na świat w XIX wieku, trzynaście kolejnych – do wybuchu II wojny światowej, a dwie już po wojnie. Najliczniej reprezentowane jest pokolenie urodzone w drugiej dekadzie XX wieku, bo aż przez ośmioro poetów.

Można więc powiedzieć, że Izabela Fietkiewicz-Paszek przywraca pamięć o zapomnianych poetach, kierując się kryterium środowiskowym związanym ze swoją małą ojczyzną. Czyni to przez nawiązania do twórczości bohaterów sonetów, cytowanie fragmentów ich wierszy bądź kreowanie sugestywnych obrazów wpisanych w przestrzeń miasta. Widzi na przykład oczami wyobraźni „dżentelmena, / który jedzie rowerem w stronę widnokręgu” (Arkadiusz Pacholski) albo „jak spaceruje pochylona postać” (Tadeusz Petrykowski). Sylwetki te znikają, wracają i znów znikają. „I tak już bez końca” – kwituje poetka.

Autorka wierzy, że jest im Tam, w zaświatach, dobrze i że po latach ich twórczość zostanie doceniona, mimo ulotności i nietrwałości wszystkiego na tym świecie. Towarzyszy jej przy tym – zdawałoby się – banalna prawda, że „wszystko było po coś”. Z sonetów Izabeli Fietkiewicz-Paszek wyłaniają się

SYLWETKI UMARŁYCH POETÓW

Podczas pogrzebu Marka Brymory: „kondukt [był] raczej skromny”. Poetka jednak w niego wierzy: „Bądź cierpliwy, po latach ktoś wreszcie odkryje, / że miałeś wielki talent”. Autorka zastanawia się, jak Arkadiuszowi Pacholskiemu jest teraz Tam – „w salonach wieczności”. Odczuwa jednocześnie „niekiedy jakiś żal czy gorycz, / że śmierć przyszła za szybko”, ale był w tym ukryty sens, jako że: „Gdzieś w innych przestrzeniach / poznajesz odpowiedzi, kody trzymasz w ręku / i koniec srebrnej nitki z obrazów Chardina”.

Wspomnieniom Aleksandra Braudego towarzyszy „nadzieja, że każda wyprawa / zakończy się powrotem”. Autorka cytuje więc słowa poety: „nigdy dość nie umarłeś”, które po horacjańsku można odnieść do wszystkich twórców. Janusz Teodor Dybowski został przypadkiem odnaleziony podczas przeszukiwania internetu. Autorka pyta, „jak odczytać po latach, jak dobrze zrozumieć / twój świat i twoje dzieło”. „Można mówić o pechu, takie zapomnienie / to zbyt surowy wyrok”. Jednakże poetka wierzy, „że zaciemnione frazy uda się oświetlić” i wróci pamięć o zapomnianym poecie.

Meir Pakentreger – żydowski poeta urodził się rok przed wybuchem tragicznej dla Kalisza I wojny światowej: „Za rok to miasto spłonie, większość domów zniknie, / rozproszy się rodzina”. Historia jest w tym przypadku nieubłagana: „kolejne [końce świata] przyjdą wkrótce”, „z waszego świata nic już nie zostanie”. Dobre wspomnienie należy się Tadeuszowi Petrykowskiemu: „zawsze byłeś gotów / zadbać wierszem o pamięć. O tych, którzy sami // nie mogli się upomnieć o najprostsze – godność”.

W przypadku kolejnej poetki konieczne staje się zwiedzanie zrujnowanej starej fabryki, penetrowanie strychów i piwnic, by odszukać ślady epoki Łucji Gliksman. I by „Wiedzieć, że od Syberii przez Lwów aż po Persję / był tylko jeden sposób, by przetrwać, najprostszy: / wszystko, co się pamięta, rozpisać na wiersze”. Adam Chodyński żył w ciężkich dla miasta czasach, a mimo to „okaleczony Kalisz zyskał [w nim] (…) / czułego opiekuna, poetę-strażnika / najdawniejszej historii”.

O Marianie Cezarym Abramowiczu autorka pisze: „wiem, że jesteś szczęśliwy” „gdzieś na skraju nieba”, w miejscu „specjalnie dla poetów”. Bowiem „Zawsze ponad słowami szukałeś istoty, // jak najdalej od zgiełku – to tam były frazy, / w kwiatach, drzewach, zwierzętach”. Maciej Maria Kozłowski przeczuwał przekroczenie punktu granicznego „w połowie słów, pragnień, / podróży albo wiersza”, gdy „tlenu zaraz braknie”. I zapadł w sen wieczny.

Gdy Eligiusz Kor-Walczak miał zaledwie rok, miasto dosięgły ogromne zniszczenia („Był sierpień. Rok czternasty. Ucieczka przed ogniem”). Zapamiętał to na całe życie, potem trafił na Syberię. Gdy znowu powrócił w rodzinne strony, najważniejszym jego zadaniem było pisanie o Kaliszu. Izabela Fietkiewicz-Paszek tak to ujmuje: „Zwykłe kamienice, / mosty, place, uliczki trafią do poezji, / a ty każdy zakątek kolejno opiszesz”.

Choć Stefan Otwinowski wyjechał stąd na zawsze, pozostały mu w pamięci „mgła, uliczki, rzeka”. Trudno dotrzeć do informacji o Herszelu Solniku. Umarł w getcie i nic po nim nie zostało („twórczość zabrała pożoga / drugiej wojny światowej”).

Od odejścia Tadeusza Pniewskiego „Sporo się pozmieniało. Inne dekoracje / i dużo nowych ulic”. Pozostają pytania: „czy trafiłbyś do domu. Czy to, co utrwalił / twój wiersz, wiąże się jeszcze wspólnym krwiobiegiem / ze światem. Jest w ogóle coś poza słowami?”. Niełatwo odkryć sedno twórczości Jana Czarnego: „najwięcej powiedziałeś fraszką, anegdotą. / Nawet w nich jednak słyszę niespokojny dwugłos: / śmiech tylko na powierzchni – istotne głęboko” – pisze autorka.

Dziewiętnastowieczny poeta Teodor Tripplin wyprzedził naukę, przechytrzył wiedzę, opisał magnetofon, telegraf, a nawet aparat rentgenowski. Kim on był? „Romantyk, kreator, / czy jasnowidz”. „Jeśli drobnym drukiem / spisano całą przyszłość, po co „tu i teraz”? / Żeby spełniać ambicje czy koszmary cudze?” – pyta poetka.

Maria Konopnicka choć kojarzy się nam z wartościami określanymi hasłem „Bóg, Honor, Ojczyzna”, to jej postawy nie da się jednoznacznie zaszufladkować. Wyraża to ambiwalencja: „Kościół i tradycja / versus lewy tęczowy”. Prawda okazuje się taka, że „Wciągają cię na sztandar – i jedni, i drudzy”. „A może to twój pomysł: kazać nam się zgubić / w opowieściach o sobie?”.

Wojciech Wyganowski to liryczny portrecista miasta. Jego wiersze przenikała „obsesja, że leniwy spokój / na przełomie stuleci wkrótce się rozsypie, / i jeśli coś zostanie – to pamięć przedmiotów”. Bo „zapamiętać przedmioty” znaczy również „nasze w nich odbicie”.

Autorka chciałaby przeprowadzić literackie śledztwo w sprawie wybuchu namiętności między Marią Dąbrowską, która była wtedy w związku ze Stanisławem i Anną, a Stanisławą Blumenfeldową we Lwowie w 1939 r., „ale jest [na to] za późno”. „A jeśli to miłość?” – pyta retorycznie.

Wanda Karczewska przeżyła traumę, która zakończyła się „poczuciem winy” po stracie w Oświęcimiu matki i brata. Oni powracali w jej snach i wierszach „smutkiem, koszmarem czy fobią”. Autorka stawia taką hipotezę: „Może śmierć to powrót / do siebie i do Wielkiej Nieznanej Przestrzeni?”.

„Żydowska dziewczyna / przeciw redakcjom, ojcu, tradycji i światu / pisze swoją opowieść”. Mowa o Rozie Jakubowicz, która „Buntuje się, a jednak nie porzuca źródeł”. „Wciąż słychać głos jej ojca – gdzieś obok jej głosu”. Przypis do wiersza wyjaśnia: „W ortodoksyjnym judaizmie zakazane jest, aby mężczyzna, który się modli czy studiuje Torę, słyszał głos śpiewającej kobiety”.

Sonetowi

O ADAMIE ASNYKU

towarzyszy dopisek: „Teresa Rudowicz pisze list / do Adama Asnyka”. Teresa Rudowicz to pseudonim poetki Anety Kolańczyk, autorki wspomnianego wcześniej przedstawienia o autorze sonetów Nad głębiami (było ich trzydzieści, podobnie jak w omawianej tu książce Fietkiewicz-Paszek; przypadek to czy zamierzona zbieżność?). Kim on był tak naprawdę? „Taternik, kucharz, działacz, orędownik reform / – bez końca cię odkrywam”. I co go cechowało? – „to, co jest ważne, co nas połączyło / (…) / czytam (…) między wierszami: / nieuchwytną tęsknotę, melancholię, miłość // i wieczną pogoń za czymś, czego nie nazwałeś”. Powraca też jak echo refleksja eschatologiczna: „A może tam, gdzie jesteś, wciąż się nie poddajesz? / I nasz świat opisujesz na jego rewersie?”.

Premiera spektaklu poetyckiego o Adamie Asnyku miała miejsce w 2018 r. w Kaliszu. Pretekstem do napisania scenariusza była odpowiedź poety z 1879 r. na prośbę czeskiego poety i tłumacza, Franciszka Kvapila, o notkę biograficzną, którą chciał zamieścić w zbiorze wierszy. Przedstawienie było próbą dokończenia tej notatki po latach, u kresu życia Asnyka, i wprowadzenia narracji osób bliskich poecie. Autorką rzekomego listu Asnyka do Kvapila jest Aneta Kolańczyk, a wypowiedzi matki, ojca, syna i innych ważnych dla poety postaci spisała w formie sonetów Izabela Fietkiewicz-Paszek.

I tak: Matka, Konstancja z Zagórowskich, użala się nad koniecznością rozstania z synem („odkąd wyjechałeś – twój dziecięcy pokój / stoi nienaruszony, choć pusty od roku”). Przechowuje zatem kartki z pierwszymi wierszami Adama, jego listy i portret. Przekazuje mu też garść słów na drogę: „nie umiałam / pozwolić ci dorosnąć”, „wielki talent w poezji to rzadkość”, „masz iść własną drogą”.

Ojciec, Kazimierz Asnyk, wspomina swoją walkę o przeżycie na Syberii. To nie były „żadne wzniosłe idee”, bo „największy przeciwnik / ukrywa się w nas samych”. Wynika z tego przesłanie: „Dziś, synu, obaj wiemy, wiele już przeżyłeś: / zesłanie nie ma końca, bywa odroczone”. Z kolei syn, Włodzimierz Asnyk, skarży się na stracone lata dzieciństwa bez ojca, którego pochłaniały polityka, góry i wiersze. Przyznaje się, że pije i gra w karty. Za późno już na odrobienie czasu, który bezpowrotnie przepadł.

Adam Asnyk przyjaźnił się ze sławną aktorką Heleną Modrzejewską. Musi się ona tłumaczyć z żartów z poety jako „dowodu uwielbienia dla mistrza”, bowiem – jak przyznaje – „jesteśmy przyjaciółmi, budzisz we mnie podziw”. Podobnie przyjaciółka poety, publicystka Lucyna Kotarbińska, odpiera jego niesłuszne zarzuty, że próbowała uwodzić jego syna. Pozostaje jej przeprosić wrażliwego poetę: „nie chciałam cię zranić”.

Reprezentant wstępującego pokolenia literackiego, Kazimierz Przerwa-Tetmajer, nazywa Asnyka mistrzem, latarnią morską i królem i prosi o wybaczenie złośliwych słów, jako że jest poetą młodym i zbuntowanym.

Rzeźbiarz Jerzy Jarnuszkiewicz, autor pomnika Asnyka w Kaliszu, mówi, że trudno mu było wykuć w kamieniu melancholię, chandrę, nostalgię i zmęczenie poety, bo „ludzie nie wybaczą / choćby i śladu smutku”. „Żartem ci odpłacą / za tyle lat tęsknoty, to najdroższe znamię, / każdy dzień przepełniony bezbrzeżną rozpaczą”. W odpowiedzi Adam Asnyk chwali rzeźbiarza za jego dzieło, który wiernie wyrzeźbił nostalgię i wszystkie niepokoje. Między rzeźbiarzem a poetą nawiązał się dialog poza czasem, Jarnuszkiewicz bowiem urodził się 22 lata po śmierci Asnyka, który docenia sztukę Jarnuszkiewicza: „Jeśli moje wiersze / nie przejdą próby czasu, (…) / niech przetrwa chociaż kamień”.

Obraz poety, jaki się wyłania z sonetów Fietkiewicz-Paszek, przedstawia twórcę nadwrażliwego, skupionego głównie na sobie i na swoim dziele. Łatwo go zranić, a jego relacje z ludźmi są na ogół trudne i nie całkiem empatyczne.

* * *

Pozostaje mi na koniec pochwalić autorkę za opanowanie trudnej sztuki sonetu, pisanego klasycznym trzynastozgłoskowcem. Rymy są wyszukane, o różnym stopniu dokładności, jak choćby takie: poetą – reform, lepsze – wierszem – rewersie. Frazy układają się płynnie i ładnie wybrzmiewają. Sam pomysł pisania o poetach mniej znanych, ale ważnych dla regionu, z pewnością pełni rolę kulturotwórczą, stawiając tamę bezwzględnemu upływowi czasu.

Nowy tom kaliskiej autorki powinien zainteresować nie tylko lokalne środowisko, ale jego ciekawa forma może przyciągnąć szerszą publiczność literacką, zwłaszcza że duet poetek Kolańczyk – Fietkiewicz-Paszek wraz ze Stowarzyszeniem Promocji Sztuki Łyżka Mleka od wielu lat organizuje w Kaliszu niezwykłe imprezy, wśród których szczególne miejsce zajmują Ogólnopolskie Festiwale Poetyckie im. Wandy Karczewskiej. I ja tam byłem, miód i wino piłem.

Marek Czuku, ELEWATOR 38 (3-4/2023)