Anna Baśnik, Slajdy, 2013

            7 slajdów, czyli o tym, co ukryte za kadrem

Anna Baśnik, Slajdy – pdf

            Zdjęcia rodzinne, od dzieciństwa przeglądane z tym samym namaszczeniem, z niezmienną czułością. Świat, z którego z czasem nie zostaje nic. Tylko one. Czarno-białe, niekiedy w sepii. Staranne opisy na odwrocie, pieczątki zakładów fotograficznych, daty, miejscowości, dedykacje. Międzypokoleniowe komunikaty, podwaliny naszej tożsamości.

            A co z dzisiejszymi wielotysięcznymi zbiorami, folderami, katalogami? Jakie wyobrażenie o naszym tu i teraz dotrze do potomnych? Obawiam się, że w fotografii cyfrowej kryje się cichy zabójca. Prababka przy fontannie w dziesięciu ujęciach, z torebką w prawej ręce, z torebką w lewej ręce, bez torebki, w słonecznych okularach na nosie, w słonecznych okularach w ręku, bez słonecznych okularów, patrzy w lewo, patrzy w prawo, w ogóle nie patrzy (zamknęła oczy, zdjęcia nie usunęła, bo nogi całkiem się prezentują). Tysiące zdjęć, które trzeba natychmiast „udostępnić” światu. Przerzucanych, przewijanych. Nieoglądanych.

            Jestem przekonana, że siedmiu slajdom, na których Anna Baśnik buduje swoją narrację, udało się zachować więcej świata i wyzwolić więcej emocji niż setki e-zdjęć wywołają u naszych wnuków. W cyfrowych albumach masa krytyczna została dawno przekroczona, tymczasem tradycyjne albumy, jak te z szuflady Anny, wciąż żyją, znaczą, ocalają. Siedem slajdów – medium dla czułej pamięci poetki. Z jednej strony wywołują duchy stryja, Marysi, babci Rozalii czy babci Wiktorii, z drugiej – pielęgnują gorzką pamięć o tym, co było już jej udziałem: włączam głośno telewizor. lubię jak ktoś mówi. / lecz to nie wystarczy by zapełnić ciepłem / kuchenną przestrzeń. zza firany śledzę / życie innych marionetek [czas nowiu, s.7]. Z jednej strony wydobyta z nich opowieść sięga czasów, gdy nikt nie pomyślał nawet o dachau i wyższości rasowej [zdjęcia z szuflady, s.12], a z drugiej – dotyka (nomen omen) tego, co dziś boli i odbiera spokój: mogłam / otwierać i zamykać opuchnięte oczy / albo z kieszeniami pełnymi kamieni / odejść za Virginią W. [Noli me tangere, s.30], rozważa konieczność najtrudniejszych wyborów: czy dalej przymykać oczy / w imię nierozerwalności więzów. / ze skrawków trzeźwości / zszywać codzienność. // czy uciekać. choćby na lichej tratwie. / choćby wpław. przodem dzieci. [Dwa światy czyli doktor Jackyll i mister Hyde, s.25]

            Bez względu na świadomość, jak nieuchronnie, jak dotkliwie przekładają się losy i tajemnice nasze i naszych przodków na kolejne pokolenia, bez względu na to, jak bardzo chcielibyśmy je poznać, a przez to zrozumieć własne miejsce w układance – nie mamy możliwości posiąść pełnej wiedzy ani o przeszłości, ani o sobie. Anna Baśnik nie próbuje nas przekonywać, że jest inaczej; dobrze wie, że pamiętamy slajdami postrzępionymi / malowniczo i rozrzuconymi w czasie [Slajdy, s.15]. Z uwagą i z pokorą wyczytuje więc z nich fragmenty historii, subtelną kreską wyprowadza to, co – wydaje się – mogło być ważne, wskazuje przy tym na oczywistą zależność: im boleśniej przeżyte, tym intensywniej pamiętane: te obrazy nie zbladły. / do głowy by jej nie przyszło / że po latach wszystkie będą / jednakowo najeżone / i płakać będzie / widząc obozowe rampy. [Projekcje, s.19]

            Obydwie bywają niezwykle trudne, i ta osobista, i ta rodzinna pamięć. Baśnik mierzy się z obydwiema, znajduje w nich nie tylko zadanie dla swojej poezji, ale i zupełnie nowe dojście do świata własnych emocji. Bolesne, ale tylko wtedy dzieje się to, o co tak naprawdę przecież chodzi: udaje się na nowo odnaleźć desygnaty / i poczuć autentyczność zdarzeń. [Siloe, s.6]

Izabela Fietkiewicz-Paszek

7 marca 2013

Anna Baśnik, Slajdy, wyd. Stowarzyszenie Promocji Sztuki Łyżka Mleka, red. Bogdan Zdanowicz, posłowie Izabela Fietkiewicz-Paszek. Kalisz, 2013