Młynarska, o Lipcu na Białorusi

Kinga Młynarska, www.dajprzeczytac.blogspot.com

2020-11-13

„Lipiec na Białorusi” to zapis poszukiwania korzeni, z jakich wyrosła tożsamość podmiotu. To także liryczna kronika podróży na Białoruś, gdzie oddycha się oparami przeszłości.

„Ja” liryczne rozpoczyna proces odbudowy historii swoich przodków (i tym samym własnej) od fotografii. Sięga więc po to, co pod ręką. Ogląda zdjęcie, opowiada o babci. Widzimy młodą, sympatyczną, uśmiechniętą dziewczynę, przed którą jeszcze kilkadziesiąt lat życia. Podmiot oddaje się refleksjom o czasie utrwalonym na odbitce – jednak fantazje na temat tego co wówczas mieszają się z rozważaniami o tym, co w ogóle. Nic tu się nie zgadza, kwituje podmiot. I nie do końca wiemy, czy ma na myśli rodzinną pamiątkę, losy utrwalonych na niej kobiet czy może swoje własne odczucia o tym, co się wydarzyło w przeszłości.

Jednak stare fotografie nie zaspokajają ciekawości podmiotu. Kobieta wyrusza więc do źródła, na Białoruś. Z reporterskim zacięciem kreśli kolejne dni swojej „badawczej” wyprawy. Rozpoczynamy od Grodna, gdzie podmiot szuka punktów stycznych, dostrzega, że każdy tu inaczej chwali Boga, przeklina, / przemilcza, szuka swojej opowieści. Będzie tu powracał motyw potrzeby jakiegoś uniwersalnego kodu, który pomógłby w sprawnej komunikacji między ludźmi. To musi być coś ponad / językiem, coś więcej nawet niż nalewki, szkic rodzinnego drzewa czy wspólne selfie.

Spacer po Białorusi to spacer po kartach historii. Trudno w miejscach takich jak wielokrotnie niszczony Mińsk czy symboliczne dziś miejsca masowych mordów odciąć się od przeszłości. Wszak to jest podstawowa materia, która nas tworzy. Podmiot Izabeli Fietkiewicz-Paszek w kilku słowach zaledwie opisuje to, co właśnie ogląda. Zauważmy jednak, że zwykle jest to opis oparty na rysie historycznym (choćby i miejscowej legendzie). Dostajemy jakby „historię miejsca”, a ta najczęściej jest składnikiem tej wielkiej Historii, z jej wszystkimi wstydliwymi plamami (wojnami światowymi, okupacjami, konfliktami, nienawiścią na tle rasowym itp.).

Wiersze z „Lipca…” to w większości miniatury, a więc kilka wersów, kilkanaście słów i to już wystarczy poetce, żeby zawrzeć w nich opis  konkretnego miejsca i liryczną gawędę na jego temat. Przywołać to, co zdarzyło się w przeszłości i pokazać wpływ na teraźniejszość. Wystarczy nawet kilka kluczowych wyrazów (jak np. w „Zamkach Grodna”, a my już wiemy. Oznacza to, że wszyscy jesteśmy zanurzeni w historię, że nie rodzimy się wcale z białą kartą, co najwyżej zapisujemy swoje na warstwie kurzu czyjejś opowieści.

„Zamki Grodna”

Stary Zamek. Stefan Batory, Dawid Grodzieński,

książę Witold – każdy ma kogoś swojego

w tych ruinach. I Nowy Zamek, ten od Sejmu

Niemego, z sierpem i młotem nad wejściem.

Dzieli je kilka metrów, pół tysiąca lat,

historia początku i końca.

To co dawne miesza się tu z nowoczesnym (np. poszukiwanie przeszłości przy pomocy m.in. systemu GPS), historie przodków z doświadczeniami podmiotu. Jakby samoistnie snuje się tu opowieść o przenikaniu się świata minionego z obecnym, a także o ich wpływie na przyszłość oraz o czasie, który jest kategorią nie do końca uchwytną, nie dającą się wtłoczyć w określony przedział, w jakieś „od… …do”. Przekroczenie granicy z Białorusią jest jak wejście do tajemniczego ogrodu – nie wiadomo jeszcze co tu spotkamy, ale już od pierwszego kroku pojawia się, obok wyczekiwania, pewien rodzaj napięcia.

„Lipiec na Białorusi”, choć wyrósł z intymnych potrzeb podmiotu, jest opowieścią nie tyle rodzinną, co po prostu ludzką w ogóle. Fietkiewicz-Paszek na każdym kroku portretuje człowieka. Człowieka uwikłanego w czas, w historię, w pamięć, w strumień niekończących się pytań i wątpliwości. Człowieka zastygłego w pamięci miejsca, pomnika czy budowli. Chodzimy więc po śladach przodków, wydeptujemy ścieżki wyznaczone przez przeszłe losy jednostek oraz zbiorowości. Rośniemy za ruinach, na gruzach, karmieni tym, co wydarzyło się kiedyś.

Wydawnictwo: Zaułek Wydawniczy Pomyłka

recenzja na blogu Kingi Młynarskiej