Tylko nie zabieraj. Dwugłos z końca świata: Iryna Mularczuk i Krzysztof Mich

Minęły 2 lata od 24 lutego 2022. Minęło 10 lat od początku wojny w Ukrainie. Nadziei na szybkie zakończenie konfliktu coraz mniej, za to my coraz bardziej oswojeni z raportami z frontu. Kolejne newsy ze świata dostarczają wciąż nowe bodźce do moralnego wzburzenia, więc wojna w Ukrainie wytraca swój „medialny potencjał”. Taka kolej rzeczy.

Na szczęście nie wszyscy i nie zupełnie usuwamy z pola widzenia to, co się dzieje u naszych sąsiadów. I o tym niezapominaniu jest książka, o której ten felieton. Książka, która jest dokumentem czasu, ale i czymś znacznie więcej, wyrazem troski i empatii. I dowodem na to, że warto spisywać historię, która dzieje się na naszych oczach.

Iryna Mularczuk (ur. 1992) to ukraińska poetka, tłumaczka i literaturoznawczyni, pracująca w Fundacji Pogranicze i w Wydawnictwie Pogranicze. Autorka 5 książek poetyckich. Krzysztof Mich (ur. 1959) to polski poeta, fotografik i dziennikarz, twórca projektów multimedialnych łączących literaturę, fotografię i muzykę. Autor 21 pozycji poetyckich, prozatorskich i multimedialnych.

Co ich połączyło? Najpierw przekład z polskiego na ukraiński tomu Micha pt. „Śladami”, przekład, którego podjęła się Mularczuk. Kolejne literackie spotkanie okazało się jeszcze bardziej owocne. Powstała dwujęzyczna – i pisana przez tych dwoje – książka. Tak rekomenduje ją Irina:

„dwa głosy (mężczyzny i kobiety)

dwa kraje (Ukraina i Polska)

w dwóch językach (po polsku i po ukraińsku)

w ciągu jednego roku (od 24.02.2022 do 24.02.2023) krzyczą

wierszami

o tym samym”.

I faktycznie, strona po stronie, wiersz po wierszu, tydzień po tygodniu, z dwóch perspektyw, Ukrainki i Polaka, twórcy „dialogują”, a każdy wiersz pojawia się najpierw w oryginale, następnie w tłumaczeniu na język polski (wiersze Iryny) lub na język ukraiński (wiersze Krzysztofa). Przekład wzięła na siebie Mularczuk (z wyjątkiem dwóch jej tekstów tłumaczonych przez Krzysztofa Czyżewskiego).

Wiersze pisane są „na gorąco”, a to kilka dni po masakrze w Buczy, a to po oblężeniu Mariupola. Utrwaleni, upamiętnieni, zamknięci w wersach konkretni ludzie. Najczęściej konkretne ofiary.

Książka, która jest wyrazem bezpośredniego bólu, ale i próby odkrycia remedium na ten ból. A czasem czystej bezradności, może wściekłości, jak w otwierającym książkę wierszu:

Iryna Mularczuk

płaszczenica

„(…) kim jestem po tym

jak pomyślałam

że Ty grzebiesz dzisiaj tylko jednego Syna

a moja Ukraina codziennie grzebie setkami

popatrz co ból zrobił ze mną (…)”

Wadzenie się z Bogiem? Zrozumiałe i ludzkie. Tyle, że zaraz po nim brutalna autodiagnoza – co też ten ból z nami robi, jak brzydko nas zmienia.

Iryna i Krzysztof reagują na bieżąco wierszami na to, co się dzieje „tu i teraz”. Jak w tym utworze:

Iryna Mularczuk

* * * (życie trwa)

„życie trwa

mówisz sobie

ocierając łzy z ekranu

kiedy oglądasz zdjęcia z Ołeniwki

tam spłonęła część ciebie

twojego szczęścia i śmiechu

trwa nawet wtedy

kiedy skończyło się dla malutkiej Lizy z Winnicy

tam w jej wózku jest również twoja krew

oraz krew wszystkich zmarłych (…)”.

29 lipca 2022 roku doszło do masakry w więzieniu w Ołeniwce, zginęło wtedy 53 ukraińskich jeńców wojennych, ponad 70 było rannych. Byli to głównie żołnierze z Azowstalu.

Ale poza ofiarami w mundurach – ta wojna to także ofiary w wózkach. Czteroletnia Liza zginęła w rosyjskim ataku rakietowym, a dwie godziny wcześniej jej mama wrzuciła do sieci nagranie, na którym widać uśmiechniętą dziewczynkę pchającą wózek. Ten sam, w którym później zginęła.

Jeśli to nie jest koniec świata, co miałoby nim być?

Nie do uniesienia są te i inne historie, spisywane wierszem przez Irynę i Krzysztofa. A wszystkie zebrane w jednym tomie, którego tytuł z początku lekko niepokoi, a po rozszyfrowaniu, co znaczy – nie pozwala pozbyć się tego niepokoju długo po lekturze:

Iryna Mularczuk

list do Mikołaja

„nie uwierzysz

ale w tym roku będę prosić lakonicznie

jak nigdy w życiu

nic mi nie przynoś

wszystko mam

wszystkich mam

tylko nie zabieraj”.

Jest w tych wierszach ogromna skala emocji, czasem wprost uzewnętrznionych, czasem buzujących pod metaforą. Obojgu autorom udaje się w ten sposób na bieżąco pisać o różnych aspektach wojny. O jak różnych, niech świadczy wiersz Micha pt. kiedy mówisz rosyjska kultura, w którym przygląda się dyskusji o cancel culture i dylematom, czy teatry powinny wystawiać sztuki, filharmonie organizować koncerty, a ludzie kupować książki rosyjskich autorów.

Albo inny wiersz, kończący książkę, w którym poeta bez pardonu rozprawia się z naszym „oswajaniem” wojny.

Krzysztof Mich

mówisz: za dużo tej wojny

„jesteś zmęczony tą wojną

a ciebie przecież ona nie dotyczy

wszędzie tylko wojna i wojna

bombardowania ranni zabici

wojna w radiu wojna w telewizji

w necie na wszystkich portalach

spalone czołgi domy i mieszkania

uchodźcy na granicach na drogach

w pociągach na dworcach

ile można mówić o tej wojnie

trzeba żyć normalnie bez wojny

wiosna przecież niebawem

za dużo już tej wojny

za chwilę weekend

jeszcze nie rozumiesz

że wojna jest jak starość

nikt jej nie zaprasza

nikt na nią nie czeka

a jednak przychodzi

niosąc cierpienie i śmierć”.

Mam nadzieję napisać tu kiedyś jeszcze o wierszach Iryny i Krzysztofa. Innych, nowych, tych napisanych po wojnie.

Izabela Fietkiewicz-Paszek

19 kwietnia 2024

ELEWATOR 39 (1-2/2024)