najlepsze oczywiście na rogu polnej i górnośląskiej:
śmietankowe i waniliowe w polewie toffi. po mszy
z chłopakami – w spodniach na kant i białych koszulach –
rzucaliśmy rowery i w kolejkę. dawało ostro
lipcem: kończyła się przy słupie z nekrologami.
raz przeczytaliśmy tam o dziadku marka, raz o starej
sąsiadce pawła (miała jakieś śmieszne imię).
*
kiedy buldożer kruszył lodziarnię – zdjęliśmy czapki.
jak na pogrzebie józefa akordeonisty.
na jej miejscu –
salon któregoś z operatorów sieci komórkowych.
na miejscu józefa –
dyżurna rumunka z bosym dwulatkiem.
na naszym miejscu –
każdy by się popłakał.
28 sierpnia 2007
z tomu „Portret niesymetryczny”, AAGoddam, Piaseczno 2010
