Adam Kraska, Wrzesień mijania, 2018 – wstęp

Adam Kraska, Wrzesień mijania – pdf

Wrzesień mijania, Adam Kraska, wstęp

Świat wyobrażeń i pojęć teologicznych, jako ten aksjologicznie, ale i estetycznie najbliższy księdzu Adamowi Krasce, wyznacza ramy tego zbioru, jednak religijne konotacje nie ograniczają pola jego poetyckich eksploracji – przeciwnie, wszechobecne są we Wrześniu mijania twórcze imaginacje, praca pamięci, filozoficzna refleksja, namysł nad ludzkimi słabościami czy wreszcie uważność wobec otaczającego świata. Kiedy czyta się o „trzykrotnych dziejach świata”: „droga w ciemnościach / Światło dla drogi / era rozpromienionej szarości” [Trzeci upadek], dostrzec można przecież nie tylko tropy biblijne, ale i czytelne nawiązanie do odwiecznego teatru ścierających się przeciwieństw i ich ostatecznego zjednoczenia, słowem – do heglowskiej triady.

Wewnętrzny pakt poety z kapłanem owocuje dykcją, w której atrybuty, rekwizyty, ale i formy religijnego języka podlegają osobliwym reinterpretacjom, poeta przenicowuje sensy, próbując wskazywać na zaklęte w nich paradoksy, a czasem po prostu na nieoczywistości czy niuanse, które tak łatwo przeoczyć. Stąd subtelne koncepty, oparte na wnikliwym do-rozumieniu pojęć i wykorzystaniu bogactwa ich wieloznaczności, pozwalające budować celne frazy, jak choćby w tych efektownych, niemal aforystycznych fragmentach: „wobec odejść wiecznych zawsze brak pochówków” [Z teologii], „nieśmiertelność ukryta w cmentarnych krzyżach” [Moja pokraczna modlitwa], w niezwykle nośnych wersach o Bogu „za daleki i niepoprawnie bliski / niepojęty a nadęcie pojmowany / niewypowiedziany a przegadany / dialektem sakralnego kiczu” [Moja pokraczna modlitwa] czy w pozornie prostych i lekkich, a tak naprawdę pogłębionych epistemologicznych rozważaniach: „nie pytam o więcej / więcej to brak największy / nie szukam bardziej / na cóż malować dzieło namalowane / nie idę dalej / kiedy ze szczytu droga jedyna powrotna” [Dość].

Przewrotność poezji księdza Adama Kraski nie służy jednak rewolucyjnemu odwracaniu pojęć czy obrazoburczym prowokacjom, służy raczej nieustannemu wysiłkowi poszukiwania najwłaściwszych słów dla uchwycenia i nazwania obrazu z natury niemożliwego do uchwycenia i nazwania – obrazu Boga; zgodnie z naszą, ludzką, ułomną optyką. „Przychodzisz jako człowiek / bo ja tak rzadko nim jestem // nawet przychodząc jako ubogi / nie zaradziłeś głodom i cierpieniom / jeśli Twoja miłość tego nie zrobiła / to jak ja skoro kochać nie umiem // przychodzisz aby umrzeć / bo ja tak kurczowo trzymam się życia” [Jeśli kochać nie umiem].

Temperament poetycki księdza Kraski zaskakuje nagłymi zwrotami. Raz czytamy o życiu, które „jest jak strącony przez wiatr kapelusz / powsinoga nie wiadomo gdzie go licho poniesie” [Złudzenia] – i  aż chce się wspomnieć innego poetę-kapłana, Jana „od Biedronki” Twardowskiego, jego franciszkańską pogodę ducha, lekkość pióra i poczucie humoru; innym razem „za oknem szafirki / wystają niechybnie / z pękniętego asfaltu / czyli takie jest bytowanie / życie ściśnięte w brzydotę / próżnych prób” [Twarz]. Są wiersze, w których jesteśmy świadkami niemal wadzenia się poety z Bogiem: „widziałeś przecież to wszystko / (…) arterię pytań dlaczego / strach zamiast miłości / (…) a słowo twe nie zachwiało się w tchawicy / ręka nie zadrżała na trochę / kreśląc kontury istoty żywej” [Ręka nie zadrżała], są i takie, w których pochyla się on nad bezgraniczną, absolutną bożą szczodrością i miłosierdziem – absolutną mimo niedoskonałości i niewdzięczności świata: „trzy cnoty wielkie / kochać zaufać oczekiwać // trzy potknięcia Boga / pierwotne miłowania / kolejne stwarzania / i siedemdziesięciokrotnego przebaczania // taka jest wszechmoc Stwórcy / omodlona w oczach świata kpiną” [Trzeci upadek]. Jeszcze inne teksty zabierają nas w sentymentalną podróż do czasu dzieciństwa, które w swojej naturalnej czystości, niewinności i naiwności już nosi ponure zalążki przyszłych utrat: „na Matkę Bożą Siewną / przy budach z kapiszonami / w dłoń zawinął mi ojciec / niebieską wstążeczkę z żółtym balonikiem / ze słowami pamiętaj o płucach / guma z helem wyrywała się niesfornie / jak moje marzenia zawładnięcia światem (…) balonik błoga ulotna chwila / zerwał się jak z łańcucha dziki zwierz / i poszybował w konary kostuchy / mnie w ręku ostał się zbiór słów / pamiętaj o płucach” [Żółte marzenia]. Utrat bolesnych i fundamentalnych, skoro skarga opuszczonego przez Boga w poetyckiej interpretacji Kraski wybrzmiewa tak: „pije bo źle skonstruowałeś życie / nie przebija się balonika dziecku / gdy jeszcze dmucha w nie powietrze / nie przewraca się drzew z korzeniami / zrywa linoskoczkom jedyną nic do celu / obraca klepsydrę kiedy sypie się piasek” [Psalm 22].

Kolejne wyimki mogą być jedynie subiektywną próbką skali tych wierszy – wśród zgiełku poetyckich przebojów jednego sezonu, wobec nadmiaru kulturowych efemeryd – wierszy tym cenniejszych, że wymagają wnikliwej lektury i powrotów, przypominają, że „piękno jak znicz olimpijski / rozpalać trzeba trudem / przebiegniętych kilometrów” [Pierwszy śnieg].

Izabela Fietkiewicz-Paszek

Kalisz, 24/07/2018

Adam Kraska, Wrzesień mijania, Wydawnictwo Republika Ostrowska, Ostrów Wlkp. 2018, wstęp