Edyta Antoniak-Kiedos
Zaplątani w sonet (fragment posłowia tomu SONET. SPĘTANIE)
(…) Izabela Fietkiewicz-Paszek układa z sonetów nie wieniec, a poemat, pozwala sobie dowolnie, acz z pewną prawidłowością wiązać nitki wersów tak, by pokazać, że w obrębie cykli sonetowych może się wiele dziać również w sensie gatunkowym. Poemat z kanału Babinka jest bowiem wariacją na temat wieńca, który tak perfekcyjnie splótł niegdyś Antoni Słonimski (Harmonia, 1919). Jej propozycja nie opiera się jednak na idealnie dobranych rymach czy symetrii, powtarzalności wybranych linijek, ale na grze między przeszłością i teraźniejszością, między światem realnym i światem duchów oraz wspomnień, między starym i nowym Kaliszem, między tym, co wyraźne, a tym, co tylko prześwita. Zatem nacisk położony jest nie na formę, lecz treść. W utworze pt. Raz stają się wyraźni możemy odnaleźć fragment, który — co prawda wyrwany z kontekstu, ale pasuje do tego, co stara się poetka zrobić z modelem sonetu:
„(…) w rękach mi się kruszy,
choć łatwo o wrażenie, że jeśli coś ruszyć,
jakiś fragment przesunąć czy rozciąć misterne
węzły przyczyn i skutków, złamie się porządek (…)”
W cytowanym wierszu puenta mówi, że „Pozostały zarysy. Suche, obce, chłodne”. Chciałoby się dopowiedzieć, że owszem zarysy sonetowego wieńca są, ale ich emocjonalny ładunek zdecydowanie odbiega od nieczułych, oziębłych śladów po żydowskim świecie jakie bohaterka wiersza odnajduje w swoim rodzinnym mieście. Pisanie o tych, których marzenia i szczęście przekreśliła hitlerowska inwazja, nie może być pozbawione buntu, a ten zawsze jest bliżej ognia niż lodu. (…)